środa, 20 lipca 2016

Kocia pucha i śmieciaki

Jestem chomikiem... Wiem o tym. To znaczy nie wiem. Wypycham ze świadomości informacje niewygodne. Ale kiedy zaglądam do jednego z kartonów w garderobie, to wiem, bardzo wiem, że jestem chomikiem. Majtki, które Mama kupiła mi do pierwszej klasy. Dokładnie pamiętam wyjazd do Bartoszyc i zakup całego zestawu na zakończenie przedszkola. Taka góra od kalesonków, co nie wiem jak się nazywa, rozciągnięta do granic wytrzymałości. Też z przedszkola. No i brązowa kamizelka, w którą byłam ubrana na przedstawieniu w podstawówce. Byłam wiewiórką i miałam ogromny ogon z brązowego lisa. Czy normalny człowiek trzyma takie rzeczy pod ręką w garderobie? Ba, żeby tylko w garderobie. Ostatnio naszłam na kocią puchę w składziku. Kota rozjechano 6 lat temu, a  pucha stoi, jakby ktoś miał za chwilę w nią karmę sypać. Chomik nie wyrzuci, chomik przerobi.


Kocia pucha wygrzebana z czeluści


Kocia pucha - puchą na apaszki.


A na pierwszym miejscu chustka mojej Babci Salomei.



Albo takie nogi na przykład... Kilkadziesiąt lat komuś służyły jako krzesło, potem kolejne kilkadziesiąt leżały na złomowcu u Dziadka Heńka, aż trafiły do mnie i też kilkadziesiąt lat posłużą jako stoliczek. Szlifuję i maluję te nogi i dumam, że kiedyś to była stal. Dało się pospawać, pomalować i działało. A teraz wszędobylski chiński szajsmetal, cholera wie z czego. Spawać się nie da. Jak pęknie, to już tylko na śmietnik się nadaje. A tu proszę jaki stolik na ręczniczki, pachnidełka i odtłuszczacze i natłuszczacze. 


Zapomniałabym o blacie... Malując na podwórku nogi, bo farba dość aromatyczna była (z tego miejsca chciałabym cieplutko pozdrowić wszystkich, którzy olejną w mieszkaniu malują), dumałam skąd blat wziąć. Myślę- Czcigodny coś mnie wytnie z płyty, co mam skitraną na czarną godzinę albo może kawałek deski podłogowej przykręcę, co by kosztów nie generować... I tak sobie deliberowałam, gdy wzrok mój zimny a przenikliwy padł na stos polbruku, kostki granitowej i różnych innych cudaczków, które mi Małżonek sprezentował, jako że Małżonkę swą dobrze zna i wie, że nic nie sprawia jej takiej radości jak porządny stos materiałów budowlanych.  I wypaczyłam piękną, dorodną, bieluśką płytę. Perfectif! 


Nogi ze złomowca










I jeszcze słów kilka o łyżkach. Wygrzebałam je z kartonu w sklepie ze starociami. 2zł sztuka... Znajomy nalot na kruszcu powiedział mi: bierz mnie. No to wzięłam. Łyżki leżały sobie beztrosko, a ja zakradłam się na palcach i środka na ten nalot szukałam w kartonie z farbami. Na mosiądz... Osad to osad. Kruszcu nie przeżre. Niech będzie. Piątka z chemii się kłania a nalot znika w okamgnieniu. 

Bajdełej, Bogaczówka nie jest blogiem komercyjnym i rzadko kiedy reklamuję konkretne produkty, ale tu zrobię wyjątek, bo dziadostwo konkretnie łyżki sczyściło, ceną swą nie porażało i zupełnie przyjemne w użytkowaniu było. 

Nalot bez  polotu


Jedna już gotowa









2 komentarze:

Zapraszam do komentowania i zadawania pytań