poniedziałek, 18 listopada 2019

Jak walczyć z jesienią

No i znowu przylazła. Otępia lepiej niż spirytus z Królewca. Przytłacza. Tłamsi. Uwłacza. 

 

I jeszcze nie zdążyłaś wywołać zdjęć z Lata a ona już jest. Siedzi w ogrodzie i na werandzie. Polewa Cię zimną wodą, gdy przemykasz do auta. Rozwiewa Ci włosy i niweczy wilgocią papiloci splot misternie zakręcony na głowie. Podwiewa kieckę i każe szukać szalika. Szalik tak, ale do czapki mnie nie zmusi. O nie! To jeszcze nie Zima. Deprecjonuje wszelkie letnie wspomnienia i depresjuje wszystko co napotka. Tego czasownika zdecydowanie brak w polskim słowniku- depresjować, czyli zasmucać, usypiać, wyciągać energię. Jesień depresjuje. Jak z nią walczyć?

 

Otóż sposób jest tylko jeden.

 

Nie walczyć wcale. Jedynym sposobem przetrwania jest poddać się zupełnie i grać według jej reguł. Zalecam spędzanie czasu pod kocem, picie herbaty z wkładką, oglądanie seriali skandynawskich o odcinaniu kończyn i czytanie grubych thrillerów. Dodatkowo można zakupić puszyste bambosze (Gosh, co za słowo... bambosze...)  i zapas herbatników w czekoladzie. 

 

Wszelka ospałość, bezczynność, lenistwo i całkowita bierność są usprawiedliwione i nie należy mieć z ich powodu żadnych wyrzutów sumienia. Jesień po to jest. Po to jest ona. 

 

P.S. to Post Scriptum piszę dla siebie, dla pamięci. Jeśli jeszcze kiedyś przyjdzie mi do głowy zamawiać jesienne cebulki kwiatowe przez internet  z poziomu kanapy, w ilościach zastraszających, kiedy szpadel jest taki odległy i nierealny, niech mnie ktoś walnie tym szpadlem w łeb. Proszę. Udało się wszystko wsadzić. Dzięki nieocenionej pomocy Najbliższych. Tym ciężej teraz będzie doczekać wiosny, bo już jest we mnie głębokie i bolesne oczekiwanie, aby je wszystkie zobaczyć, gdy zakwitną.

 

P.S.2 Nie wiem czy w tym wieku to jeszcze wypada. Chyba już raczej imieniny... A w życiu! Do stówy będę obchodzić urodziny. Akurat tak się złożyło, że zawsze wypadają jesienią. Życzenia  doszły, na przelewy jeszcze czekam, a limit prezentów to już chyba na 10 lat wyczerpałam. Obchody potrwają dwa tygodnie, bo lubię się delektować gośćmi i mieć pretekst do kompulsywnego objadania się.

Jednak już teraz mogę powiedzieć, że prezenty zwaliły mnie z nóg a najbardziej za serce chwyciły życzenia od Kindziołki (3lata i 8mscy) : Życzę Ci Mamo dużo marzeń. 

 

Zatem dużo marzeń! Dla mnie i dla Was. A ja w zaciszu własnego salonu posłucham sobie, jak co roku, że "dzisiaj moje 18-ste urodziny i że najpiękniejsze kwiaty człowiek dostaje na swoim pogrzebie"...

 

A czy przez ten rok choć trochę dorosłam? Chciałabym powiedzieć, że tak, ale skoro dostaję takie prezenty jak ten na zdjęciu, to chyba jeszcze nie. Dajcie mi rok albo dwa...