środa, 21 lutego 2018

One dopadną mnie wszędzie...

Stary Walentynek zasadniczo... oj przepraszam... Czcigodny Małżonek, jako stary punkrockowiec,  Walentynek zasadniczo nie obchodzi. Ale zaproponował wspólną wycieczkę do Lublina bez dzieci na początku lutego... Meczyk, akademik, night clubbing, spacer po starówce... Zupełnie niezobowiązująco i na luzie. Ale one dopadną mnie wszędzie...


Słodko? Brakuje tylko jednorożca. Prawie jak Walentynki.

Komu by się dzisiaj chciało taką elewację robić, jako można wszystko styropianem oblepić.


Mroczne zamczysko z mroczną historią



A naprzeciwko wesołe kolorowe miasteczko



I w tym momencie kończy się niezobowiązujący spacer... Bo one dopadną mnie wszędzie...

Na zamkowym dziedzińcu stała "Tężnia sztuki"


Już żadnego pożaru nie ugaszą...




"Meluzyno, Meluzyno porzuć płonne swe nadzieje..."



DJ za konsolą już nie poszaleje...


Nikt już palca nie naślini...



Ostatnie badanie...


Nikt już nie policzy, nikt już nie napisze...


Nikt już kołem nie zakręci...

"Tężnia sztuki" wędruje po  polskich miastach i jest wystawiona na działanie warunków atmosferycznych. Rozumiem zamysł artysty, ukazanie przemijania, nieuchronność starzenia się wszystkiego. 

 

Na zamku, które  przez 128 lat było więzieniem, uwięziono takie przedmioty, które w Bogaczówce traktuję z namaszczeniem, miłością i troskliwością. Ciepłą wodą i miękką szmatką.

 

 Chciałam im pomóc w ucieczce z więzienia. Z trudem powstrzymywałam się przed wsadzeniem łapki między kraty... Ale to jest Sztuka. Muszę to zrozumieć i  pogodzić się z tym, że "dojrzeją" w solankowej atmosferze i przemówią do szerszej publiczności.

 

A na chandrę najlepsze są polędwiczki z sosem kurkowym. Chaps.



wtorek, 13 lutego 2018

Ostatni bonk i goń się

Eryk: Mamo, [...] Jak się nazywa... Ten Pan w kościele?

Eryk: Ja czasami wołam Kingę, że mam kota, ona przychodzi, a ja nie mam, hłe, hłe, tak sobie żartuję hłe hłe.

[Żart jest tym bardziej wytrawny, że my w ogóle nie mamy kota w domu.]

Kinga siedzi na kolanach u Taty. Podchodzi Eryk i drażni Kingę.

Tata: Gościu... Gościu...

Kinga do Eryka:

Gociu! Gociu!

I jeszcze ulubione wyrażonko Kingi, które nie wiadomo skąd się wzięło:

- Goń się, goń się.

Łucja: Mamo czy jest takie miasto jak Gdomsk, bo chyba coś źle przeczytałam...

[Tak sobie myślę, że jeśli Twój dom jest w Gdańsku, to w sumie można powiedzieć, że mieszkasz w Gdomsku...] 

 

Łucja przygotowuje kawę inkę w dzbanku.

Mama: Wsyp 8 łyżeczek albo 4 łyżki.

Łucja: 8 łyżeczek... ale góraste?

 

Babcia: Było napisane, że trzeba zalać gorącą, ale nie wrzątek.

Łucja: A wiem! To taka uspokojona.

 

Kinga puszcza poranne bączki.

Mama: Kinga, już nie puszczaj bąków.

Kinga: Bonk. Jeszcze raz... Ostatni...




Na meczu czas się spędza aktywnie.