niedziela, 18 grudnia 2022

Koza, kozunia

W dobie rozszalałego kapitalizmu, zdawałoby się, że kupno czegokolwiek od snopowiązałki po mefedron, nie powinno stanowić problemu. Z takim podejściem podeszliśmy do kupna kozuni. Wybieramy, płacimy, kupujemy. Ewentualnie, rezerwujemy, płacimy, czekamy na dostawę. Opcji: wybieramy, rezerwujemy i nic się nie dzieje, żadne z nas nie brało pod uwagę. Właściciel sklepu z kominkami, owszem przyjął naszą rezerwację na stojący przy ladzie piecyk, ale najpierw długo patrzył w kalendarz i mamrotał pod nosem: Mhm, no już mogę sprzedać... Jeszcze policzę, pierwszy tydzień, drugi... Jak już skończył, powiedział, że już może. Oczywiście zrobił nam nieco przydługi wykład o rzeczach oczywistych, jakbyśmy do tej pory używali wyłącznie ogniska w jaskini. W końcu przyjął naszą rezerwację. Chociaż może to za duże słowo. Chyba po prostu chciał, żebyśmy sobie poszli, żeby dalej mógł słuchać jazzu. Nie chciał nazwiska, telefonu ani zaliczki. Powiedział, że będzie pamiętał, że to dla nas. Działo się to we wrześniu, więc kiedy w listopadzie nadal piecyk nie został nam sprzedany, mimo kilku podjętych prób,  Czcigodny Małżonek zaczął szukać alternatywy. Szczęśliwym trafem znalazł ją w Kwidzynie, a mi tym samym zapewnił możliwość spotkania po latach z Marianem- psiapsi, z którą chodziłam do liceum w Kętrzynie. Ach, jakże było miło...


Koza kwidzyńska, a w zasadzie norweska została skrupulatnie obejrzana na zdjęciach przed wyjazdem. Małżonek trzy razy dzwonił do sprzedawcy, aby dopytać o wszelkie szczegóły. Wydaje się, że nic nie może pójść źle. Wyjeżdżamy zatem  z przyczepką do Kwidzyna, wchodzimy jak po swoje, rozglądamy się. Owszem stoją kozy, ale naszej retro na giętych nóżkach nigdzie nie ma. Sprzedawca z galanterią wskazuje nam kozunię, co prawda elegancką, półokrągłą, czarną, ale nie naszą. Od słowa do słowa Panowie dochodzą do tego, że rozmawiali przez telefon namiętnie i ze wszystkimi pikantnymi szczegółami dotyczącymi mocy i sprawności kozuni, ale niestety nie mówili o tym samym modelu. Małżonek po 3 sekundach kieruje się w stronę drzwi. Ja patrzę z żalem, przed oczyma przelatują mi słowa: Kwidzyn... Wyprawa... Pusta Przyczepka... A może... W sumie nie taka zła, całkiem dobra, nie no super, najlepsza! Zachwyceni ładujemy 140-kilogramową beczułkę na pakę.


Wracamy do domu. Uszczęśliwieni zakupem. Rozanieleni szczęściem. Muzyczka gra, już prawie Elbląg, co może pójść nie tak? Kontrolka od akumulatora. Po chwili kontrolka od silnika. My i przyczepka i kontrolki. Disko. Nie pozostało nic innego, jak jechać, aż akumulator całkiem padnie. Nasze samochody zawsze jak już się psuły, to blisko domu. Tym razem zabrakło 5 km.  W domu ładujemy akumulator, a ja przez trzy godziny wyobrażam sobie, jak autochtony otwierają przyczepkę, oglądają z podziwem moją kozę, ładują ją na wózek i odjeżdżają w siną dal.

Ale na szczęście była tam, gdy po nią wróciliśmy. 


Mogłoby się wydawać, że limit perypetii został wyczerpany, ale pozostał jeszcze montaż. Przyjechał monter, zaczął nawiercać komin. Nie ma wsadu kominowego. Jak nie ma, jak przy pierwszym remoncie fachowcy wkładali rury od piwnicy aż po strych. Na własne oczy widziałam. A może jednak nie... Może tylko na początku i na końcu włożyli, a środkowe elementy zapakowali do bagażnika, żeby się nie narobić... I takie rzeczy się na budowach zdarzały. Drugi dzień poszukiwań, skrupulatnych pomiarów i wsadu brak. Na to wchodzi mój Małżonek i rozbiera komin cegiełka po cegiełce, delikatnie i z umiarem. Znajduje wsad, działają dalej. Monter mówi, że nie ma rury, która połączy kominek z kominem, że ją zamówił u tego  Pana, co kominka nam nie chciał sprzedać.  I że on na dziś kończy, bo rury brak. Trzeci dzień montażu. Montażu, który powinien zająć pół dniówki. Oczyma wyobraźni widzę dzień czwarty i piąty, i kolejny,  i gości wigilijnych i Pana Montera wśród nich, dzieli się ze mną opłatkiem i mówi, że rura do Wielkanocy powinna przyjść. 


Wpadam do sieni, rozdzieram japę, że zaraz Święta, a ja mam gruz i pył zamiast cynamonu i pierników. Monter nie odrywa wzroku od ściany, boi się odwrócić. Małżonek wychodzi i wraca z  rurą ze sklepu budowlanego. Monter szepcze do Małżonka, że on też ma tak w domu z żoną... Kurtyna opada. 





























8 komentarzy:

  1. Mało że ciepełko to jeszcze kozie mleko będzie, pod warunkiem że to koza a nie kozioł. Mam rację okrąglutka :o)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko powiedzieć, nie ma nóg, więc to chyba jednak zwykły kominek :-D i mleka nie będzie.

      Usuń
  2. Zatem to nie jest dojny kominek
    Więc zmiana nazwy tu jest potrzebna
    Będzie to kozioł męski przyczynek
    Z braku wymiona zatem nie dojny
    No to już jestem spokojny.
    Ale ja tu w innej sprawie, bez życzeń w święta, bo musiałbym o strawie, lecz byłby to przesyt i znów nadwaga,niestrawność, wapory i piekła by zgaga.Wreszcie by Pani Basia z Bogaczowicki przybrała figurkę bożej krówki., Po czym tak sądzę po talerzach i wszędy w nich jadła , więc się boję by Basia z krzesła nie spadła, zwłaszcza lichego gdzieś ze strychu, gdyby się złamało i Basia zrobiłaby fuku miku.
    W NOWY ROKU wszelkiej pomyślności zdrowych przez lata "szkodników" i zwykłej czułości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toteż na zydlach nie zwykłam siadać. Fotele, szezlongi to są moje miejsca. Wszystko ze względów bezpieczeństwa. Broń Boże, nie dla pustej wygody.
      Ślę życzenia zdrowia i pomyślności wszelkiej i w każdej dziedzinie życia na cały przyszły rok i przyszłe

      Usuń
    2. Miałem wprzódy napisać że kwitniesz Basieńko, ale po co, Tyto wiesz przecież. Dziękuję za życzenia. J.

      Usuń
    3. Jeszcze jedno, potrzebuję zgody na użycie portretu z wpisu Piękny Lublin 2.
      do kolażu z użyciem rzeźb jakie fotografowałem w V and A Musem w Londynie. en portret ( fascynuje mnie, to piękne zdjęcia) idealnie by się wpisał użyczając Twarz wyjątkowej rzeźbie "EVE" rzeźbie . Zdecydowałem się prosić bo ten zamiar czeka od moment kiedy pierwszy raz czytałem wpis .
      Oświadczam, że nie mam najmniejszego zamiaru do niestosownego użycia Twojego portretu, jest naprawdę urzekający !

      Usuń
    4. Jeśli nie przerobisz mnie na pokraka...

      Usuń
    5. Wiesz dobrze że tego bym nie zrobił. Dziękuję, jeśli już musisz wiedzieć to wreszcie wydukam to z siebie, chyba nie pierwszy raz, jesteś piękną kobietą, na pewno masz tego świadomość.Pozdrawiam ;o)
      Jeszcze raz powtórzę, użyczasz buzi przecudnej rzeźbię , Zrobię to dzisiaj.

      Usuń

Zapraszam do komentowania i zadawania pytań