czwartek, 31 marca 2022

Trauma

Są rzeczy których nie robię. Nigdy. Należy do nich tankowanie auta. Wychodzę z domu, wsiadam i jadę. Wyjeżdżam gaz, potem benzynę. Czasami się zdarzy stanąć na trasie. Ale to rzadko, coraz rzadziej. Mamy taką niepisaną umowę, że auto tankuje Mąż. 


Niestety w ten okropny poniedziałek Małżonek wyjeżdżał o świcie do pracy i powiedział te okropne słowa, że muszę zatankować auto, jak chcę gdzieś dalej pojechać... Kombinowałam na wszystkie osoby, ale jakbym nie liczyła wychodziło, że stanę gdzieś na trasie i nie będzie miał mnie kto wyratować z opresji, bo Małżonek na wyjeździe.


Zatem jadę, podjeżdżam na stację. Mówię sobie, że to nie może być takie trudne. Jesteś zwycięzcą! Dasz radę. 
Sprawdzam, po której stronie jest bak, cofam delikatnie, bo te szlauchy strasznie krótkie robią. Gaszę silnik i zaczynam szukać, gdzie się otwiera klapkę od baku. Nie ma żadnego guzika, ani wajchy. Oglądam wszystko po kolei. Zegar tyka. No nie ma. Patrzę, że przy lewym kolanie jest jakiś magiczny przycisk. Pociągam z radością. Otwieram klapę od silnika. Wywracam oczami, bo już wiem, że Tirowiec stojący na parkingu zaczyna mi się przyglądać. Wysiadam, niby rozejrzeć się wokoło, bo ten domek to wiewiórki pomogły ptaszkom zrobić. Przysiadam dyskretnie tyłkiem na klapie. Jeszcze raz podziwiam piękne dystrybutory, jak na razie dla mnie niedostępne i wracam do auta. Wsiadając zauważam guzik na drzwiach z mini dystrybutorkiem. Voila. Wysiadam zadowolona. Klapka do baku stoi otworem. Zaglądam. No nie no, jest korek do benzyny, ale ja mam przecież zatankować gaz. Nie ma korka od gazu. Kucam, oglądam cały bok auta, gdzieś to tutaj musi być. Zamiatam asfalt różowym płaszczykiem. Tirowiec wyjmuje popcorn, wie, że to dopiero początek dobrej zabawy. Znajduję korek pod zderzakiem. Biorę ten pistolet od gazu, przytykam, zaciskam, syczy. Długo syczy. No to chyba już tankuję. Wstaję z kolan. Patrzę wyzywająco na Tirowca. I co? Kto jest zwycięzcą? Rozglądam się zadowolona i wzrok mój pada na ekran dystrybutora. Nabita suma na pewno nie jest moja... Myślę sobie to chyba tak jak z benzyną, że ktoś jeszcze płaci. Idę na stację. Pytam Panią czy ktoś jeszcze za gaz płaci. Pani patrzy się na mnie. Nie rozumie. Mówi, że trzeba wcisnąć zielony guzik i się licznik wyzeruje. Wow. Zielony guzik. Z czeluści pamięci wygrzebuję wspomnienie zielonego guzika. Tak Czcigodny Małżonek wciskał coś takiego. Wracam do auta. Wciskam zielony guzik. Tirowiec ociera pot z czoła i tylko czekam, aż zacznie bić brawo. Idę zapłacić. Pani Pyta: "Karta stałego klienta?". Odpowiadam grzecznie: " Nie." W myślach dodając: "Po moim trupie."


Jestem debilem



 

niedziela, 20 marca 2022

Ustka zimą

Wiosna za pasem, a ja jeszcze nie utrwaliłam, co się działo zimą. 
Na miejscu pierwszym oczywiście moczenie tyłka. Gdybym mogła, to spędzałabym w wodzie większość dnia. Zatem basen na pierwszym planie.
Czas na ferie... Wyruszyliśmy do Ustki.






Co mnie niezwykle cieszy, to fakt, że Czworonogi są mile widziane w wielu miejscach. Zatem Ares mógł podążać za nami, a nie zerkać smutnie z okien samochodu, że Pańcia odchodzi... Nie wiadomo gdzie, nie wiadomo po co, czy wróci do niego, czy może umarła i już nigdy przenigdy nie wróci.




W starym kinie czas się zatrzymał. Bar na wejściu. Prawdziwy bar, nie jakaś Popcornodajnia. Bar z bufetem dla dzieci i osobnym bufetem dla dorosłych. Dobrym patentem jest wysłanie dzieci na bajuchę, by w ciszy i spokoju spędzić czas z Czcigodnym Małżonkiem, przy dźwiękach muzyki, przy zimowej herbatce w ogromnym kuflu, z korzeniami i pomarańczą. Nie wiem, ile hektolitrów tej herbatki wypiłam, ale od tamtej pory robię sobie podobną w półlitrowym kuflu. Ale to już nie to....



Klasyczny bilet wypisany odręcznie 


Klimat przeszłości




Ustka to bardzo klimatyczne miasteczko również zimą.


Byłam tutaj latem prawie 20 lat temu. Przypomniało mi się to miejsce. Ale spajdernaka wtedy nie było.



Latarnia




Piękny Urząd 


W Muzeum Bursztynu


W warsztacie bursztynnika


Chyba po Matuli tak się pcha do szlifierki


Matka nie lepsza


Poszukiwacze bursztynu












W fabryce krówek



















Jak zawsze pokazuję obiektywnie. Parę straszydeł też się znalazło.