niedziela, 27 maja 2018

Tematów wodnych i innych ciąg dalszy

Jak to się stało, że pokój stał się łazienką?

W sposób dosyć prosty. Otóż na parterze Bogaczówki, łazienki w oryginale nie było. Świadomi moich wygórowanych potrzeb wodnych oraz potomstwa, które miało zapełnić dom w myśl zasady "w każdym kątku po dzieciątku", szukaliśmy miejsca do zrobienia drugiej łazienki.

Jako że parter Bogaczówki stanowi 6  dość obszernych pomieszczeń, po wnikliwych pomiarach i analizach wybraliśmy najmniejsze z nich i zaczęliśmy adaptację.

Na pierwszy rzut- nadproże. I już jest!


 

Jako małżeństwo na dorobku, wymianę 36-37 okien Bogaczówki zaczęliśmy skromnie od 5 sztuk.

Ale żeby nie było, że tak bezboleśnie i bez przygód... "Pani nie ma lipy... a nie no, jakaś lipa musi być". Ekipa remontowa, która wstawiała nam okna nie zaktualizowała danych, że nadproże owszem ma być, ale jednak to jedno z nielicznych okien wolelibyśmy mieć w sypialni, wyjęła stare skrzynkowe okno zanim wróciliśmy z pracy i wstawiła nowe. Zabieg trzeba była cofnąć, co widzimy na zdjęciu poniżej. A tego jegomościa na ramie widzicie?








A z czasem to się i reszta okien pojawiła i drewniane parapety wykonane ręką wujka Janka, któremu jako dziecko zwykłam paluszki słone w oko wtykać. Człowieka już nie ma, ale pamięć o nim pozostanie żywa. I wspomnienia powracać będą przy każdym podlewaniu kwiatów.

 

Dzisiaj tak sentymentalnie, choć otwierać się nie lubię. Bogaczówka to nie tylko dzieje domu. To także historia o ludziach. O tych, którzy pukali się w głowę, o tych którzy pytali, kiedy rodzę zamiast chwycić za miotły czy pędzle, o tych którzy z ironią mówili: jak tam to Wasze ranczo? Ale Ci nie mają znaczenia i w ostatecznym rozrachunku wcale nie będą się liczyć.


Chciałam o tych innych. Właśnie o tych, którzy przywieźli parapety i listwy. O teściu, co nawet do garnituru komunijnego w zestawie skrzynkę z narzędziami bierze. O tych ciotkach szalonych, które na stół właziły i sufity drapały i okna od strychu do piwnicy szorowały, o tych braciach co dechy rwali i wełną już pluli z przerobienia. O tych siostrach, co dzieci pilnowały, żeby robota szła. O tych matkach i teściowych, co milion chwastów wyrwały, podłogi dwa miliony razy obmiotły i trzy miliony pralek nastawiły. O tych ciotkach i wujkach co antyków się zrzekli, o pradziadku co z Bogaczówki minimuzeum zrobił. O Czcigodnym Małżonku i dziełach jego, to by stron zabrakło. O nich wszystkich pamiętać będę, bo każdy z nich kawałek siebie w Bogaczówce zostawił. I teraz kiedy z ruin powstała nasza Ślicznotka , wiem, że było warto, że mamy swoje miejsce na ziemi, gdzie mogę upchać te wszystkie życzliwe istotki przy jednym stole (lub przy czterech) i wspólnie świętować. A jak żeśmy świętowali, to dowiecie się niebawem, bo czas do łazienki wracać.

 


Zapewne wielu z Was pamięta moją baterię wolnowiszącą...


Doczekałam się wolnostojącej!

Wanna żeliwna z lat najprawdopodobniej 70tych


Renowacja zewnętrzna: Barbara


Renowacja wewnętrzna:  Czcigodny Teść i Barbara


Już można wodnych relaksacji zażywać...


widok za oknem podziwiając.

To już przedostatnia wizyta w łazience parterowej. Przy ostatniej wizycie pokażę Wam całość. I sedes też. Bo niektórzy nie mogą go znaleźć...

sobota, 26 maja 2018

Tajemniczy pokój

Wracamy do zagadki.

Co otwiera niebieski klucz?

 



Kiedyś Waleria powiedziała mi tak:

- Mamo, chciałabym mieć swój pokój.

- Walerka, dopiero co skończyliśmy Wam sypialnię...

- Tak  za pięć lat...

Serce się ściska, bo wiesz ile to pięć lat. Myślisz o tym, że sypialnia dzieciaków jest przy sypialni rodziców dla ich bezpieczeństwa, żeby słyszeć oddechy, krztuszenia, kaszle, wymioty i wszelkie inne nocne przyjemności. Potem szukasz pomieszczenia na pokój Walerii. I wiesz, że mimo gabarytów Bogaczówki na piętrze nie ma już wolnego pomieszczenia nadającego się na pokój. Potem znowu jak bumerang wraca zdanie "tak za pięć lat...". Rozmawiasz z Czcigodnym Małżonkiem i decyzja zapada. Zrzekacie się sypialni i wyjeżdżacie z łożem do salonu, tworząc salono-sypialnię.

Ale nie robicie tego otwarcie! O nie, nie... Knujesz plan. Łoże  wyjeżdża, bo przecież trzeba przed Komunią wyprać wykładzinę. Zamykasz pokój na klucz, bo przecież  wykładzina mokra, okno otwarte, Kindzia może wypaść. Gdy Szkodniki są w placówkach znosisz do tajemniczego pokoju nowe biurko i wszelkie błękitne dodatki, jakie udało Ci się zdobyć, bo przecież wymarzony pokój Walerii ma być niebieski. Nawiasem mówiąc, wiecie jaki to dramat kupić cokolwiek niebieskiego, kiedy w modzie jest turkus i mięta?! Zamknięte drzwi wzbudzają ciekawość i Waleria zaczyna dopytywać. 

Dla pewności odgrywacie jeszcze z Mężem scenkę w stylu:

- Kiedy w końcu przeniesiesz łóżko z powrotem do sypialni? Nie wysypiam się w salonie.

- Basia, no daj spokój, po Komunii przeniesiemy, tyle roboty...

- No dobrze, jeszcze wytrzymam.

W dniu Komunii pozostaje już tylko niepostrzeżenie przenieść łóżko i wręczyć pudełko z kluczykiem.

To jest właśnie przepis na magiczny, szczery  uśmiech prosto z serca, od ducha do ucha, z blaskiem na licu, nie do powstrzymania.










Komunijny Anioł Stróż od Babci Loli

Tygrys wyszywany przez Babcię Lolę na zamówienie Walerii


A to pufka zamówiona przez Walerię u mamusi

piątek, 18 maja 2018

Komunia- przygotowania


Wyjątkowo mało słów. Z prostego powodu. Dziś Małżonek zdaje jeden z ważniejszych egzaminów w życiu. Jutro Start Elbląg staje do walki o brązowy medal a pojutrze najstarsza Latorośl przyjmuje Pierwszą Komunię. Każde z tych podniosłych wydarzeń wiąże się z dużą ilością przygotowań, poświęconego czasu, energii, przemyśleń, stresów, nadziei i ogólną gonitwą. W mojej głowie słowa nie mają czasu się zalęgnąć i nie muszę ich wyrzucać w torsjach twórczych. Zatem dziś obrazkowo. Migawki z przygotowań...


Projekt: Mama  

Wizyta na poczcie: Tata


Grażyna biznesu nie będzie płacić 45zł za 1kg krówek.


Grażyna zaprojektuje, powycina i zawinie.


Kosz na komunijne słodkości. 

Pierwsza bombonierka już dostarczona przez listonosza.


Sękacz od Cioci I. Uważny  obserwator dostrzeże, że już jakieś komunijne ząbki musiały go spróbować, w kącie, po cichu, bez świadków...


40 papierowych dekoracji ozdobiło dwie izby Bogaczówki. Dla dorosłych i dla dzieci.


A za oknem: kwiecista dekoracja. Realizacja: Babcia Lola. Nadmienić należy, że realizacja obejmowała również umycie 36 okien Bogaczówki...


A czy ktoś się już domyśla, do czego ten kluczyk?







sobota, 5 maja 2018

Do mycia!

Pucu pucu chlapu chlapu..

Każdy kto ma dzieci wie, że mikroszelest  papierka od cukierka zwabi je z najdalszych zakątków domu, a co dopiero wyrazisty szum wody. Jak rasowa małpa wlewasz piankę, odkręcasz stopą kran, żeby więcej ukropu leciało, przymykasz oczy i gdy je otworzysz już stoją przy brzegu przynajmniej trzy sztuki a czasem nawet i cztery. A najmłodsza krzyczy wyraziście "Kąpać, kąpać!", próbując jednocześnie wykaraskać się z pieluchy i zadrzeć nogę na brzeg wanny.

Cóż było robić...Zdublować. Potroić. 

Dziś prezentuję dublecik, czyli drugie miejsce, gdzie brudną syrę można na szybkości wyszorować a już wkrótce pokażę trzecie urządzenie do namaczania, szorowania i wyżymania wszelkich kończyn i korpusów.



Jezioro damy tutaj a łazienka będzie... TU!

Wykonanie: Czcigodny Małżonek.

Dodatki: Czcigodna Małżonka.



Mozaika od Czcigodnego Małżonka na specjalne życzenie Małżonki.


A kiedy tłumaczyłam sprzedawcy, że chcę deszczownicę przemysłową, bardzo kulturalnie mi odradzał i mówił, że to nie będzie dobrze...


Pamiętacie dzwon do prania?


Stoliczek i kwietniki od Cioci I. dostały nową powłoczkę i nowe życie.


piątek, 4 maja 2018

Zielono mi

Jeździłam kosiarką po trawiastym zagonie. I jak zwykle zamiast myśleć o jakichś kluczowych dla ludzkości sprawach, np. na jaki kolor pomalować paznokcie u stóp czy też  jak rozmieszczenie majonezu na lub pod serem wpływa na ostateczny smak kanapki, musiałam dostać obuchem w łeb. Normalnie jak na filmach. Opróżniłam kosz, pochyliłam się jakoś tak nietypowo, żeby za sznurek pociągnąć, głowę w tym skłonie uniosłam ku górze i BACH! JEBUT! Uderzyła mnie zieloność. 

Moja zieloność, którą mam na co dzień, o którą nawet czasem dbam. Tu przytnę, tam skoszę, tu gałązki zbiorę, tam chwasta wyrwę. Widziana co dzień, ale jakoś tak wybiórczo, skrawkami i poszatkowana. A teraz spadła na mnie, otoczyła mnie z każdej strony i dopiero zobaczyłam, że gdzie nie spojrzę, tam ona jest. I dopiero do łba zakutego dotarło ile dobrości, zdrowotności i ekologicznej rozkoszy dostaję. Mam dużo, podzielę się, szczególnie z tymi skazanymi na beton i polbruk. Bierzta i rozkoszujta się. Zdjęcia robione w pozycji kicającej, perspektywa robakowa. 






To zielone i tamto zielone, a każde inaczej zielone...





 A z nowości ogrodowych to mamy takie cudeńka (biedny ten mój Teść- zawsze mu na majówkę coś wymyślę):

Dzieciaki koniecznie chciały mieć zwierzątko. No to cyk. Na wiosnę będzie.


Rychu wytrwale trenuje rzuty za 3 punkty. Kosz oczywiście wygrzebany z demontażu a tablica... Czy ktoś zgadnie? Tak, pierogi zdecydowanie łatwiej się robi na blacie niż na stolnicy...


Coś dla moich Małpek.