poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Adrenalajna

Ludzie to lubią adrenalinę. Na Orlą Perć w sandałach, na Gubałówkę w białych kozaczkach. Ja to nie lubię. Ja lubię inną adrenalinę, np. takie zakładziki długoterminowe w kołchozie. Dobre na nudę a wręcz idealne jako tania forma budowania ducha zespołu. W korposlangu to się nazywa team buidling  czy jakoś tak... W robo można zrobić zakładziki na Euro i nie mając pojęcia, kto jak gra i kto jest faworytem, zgarnąć flaszkę whisky sprzed nosa zdziwionych kolegów - ekspertów footballowych.


Można również nosząc pod sercem przesyłkę 9-miesięczną zrobić niewinne zakładziki w zakładzie pracy, co też tam się wykluje? Chłop czy baba? A potem zajadać wspólnie z wygranymi tartę z jagodami i łaskawie i wspaniałomyślnie podzielić się z przegranymi, którzy obstawiali, że chłopiec.


Ale już najlepsze to są takie zakłady, które trwają tak długo, że człowiek o nich zupełnie zapomina...
Po Bożym Narodzeniu zaraz po otrzymaniu prezentów, została mi przekazana jeszcze jedna przesyłka. Chwilę przetwarzałam dane, jako że umysł już trochę zwiotczały i zupełnie niechętny do wysiłku. I nagle BĘC!  Przypomniało mi się.


Działo się to w roku pańskim 2008, gdym jeszcze panienką była. Po weselu szwagra, żem zakład z jego teściem poczyniła, że u nas "w każdym kątku po dzieciątku" będzie, czyli że czwóreczka. Nie wierzył, powiedział, że karton wódki stawia, jak będzie czworo. Tym sposobem stałam się szczęśliwą posiadaczką 12 butelek pożywnego napoju wyskokowego z mnóstwem witamin, mikroelementów i miąższu ziemniaków.



Nagroda w zakładzie długoterminowym


Mój menczizna już trochę posiwiał, ale pomoże uporać się z tą nagrodą...



Jeszcze tylko muszę ugrilować piwniczną zagrychę.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania i zadawania pytań