czwartek, 24 marca 2016

Leśne półki

Zamarzyły mi się leśne półki... takie, żeby szorstkie były, sękate i z korą. Udałam się do brata - leśnego człowieka i grzecznie zapytuję czy dechę takową posiada, która by moim wymaganiom sprostała. Mówi, że ma, że w garażu... Udalimy się tam w te pędy i patrzę...jest! Decha jak ta lala, idealna. W szorstkości swej wybujała, sekatością grzesząca, korą solidnie pokryta... Chciałoby się powiedzieć fantastique! Brat ją zaraz w pół piłą potraktował całkiem bez litości. Ja do auta chyłkiem zapakowałam i do Bogaczówki powiozłam.


Poddałam zabiegom upiększająco- wygładzającym. Czcigodny Małżonek otwory przygotował i półki leśne w Siwym Pokoju zawisły. Garść dodatków, facjaty rodzinne na sznurku do prania i już mogę się w następny kąt Bogaczówki przenieść i dumać czym ręce niespokojne zająć.


Dechy bratowe


Pierwsze przymiarki


Drugie przymiarki







środa, 23 marca 2016

Uwaga Emeryci!

Łucja ma wybujałe skłonności słowotwórcze...
Łucja: Muszę zemerytować Eryka, zemerytować to znaczy powiedzieć mu, że zaraz spadnie...
O! właśnie spadł...


Łucja: portlet = portfel


Łucja: filmy rodzickie = straszne filmy, nie dla dzieci


Mama: Łucja, ja nie chcę iść do szpitala. Schowasz mnie pod łóżkiem?
Łucja: Ja też bym nie chciała iść, jak 'bych' była mamą.


Waleria: Mamo, wiesz czego najbardziej żałuję z życiu?
Mama: Czego?
Waleria: Że nie mogę ruszać włosami, ani nosem, ani uszami.


Kiedy Dzidziuch był jeszcze w brzuchu...
Eryk: Dzidziuś mnie nie kopnie, bo ma zamkniętą dziurkę [pokazując na mój pępek].


Eryk: Jutro przyjdzie Zajączek, jak szybko zasnę na leżakowaniu. Zajączek to Mikołaj i przyniesie prezenty.


Najstarsza z Najmłodszą


Duży i mały Mrówa podziwiają nową Królewnę


Czy ja mogę dać buziaka?


Żyrafa Gryzelda


Co wy tam wiecie o życiu... jeść, spać, szczęśliwym być!


Są takie miejsca i taki czas, kiedy rzucasz się na to jak na kebaba...


piątek, 18 marca 2016

Kinga zwana Gryzeldą

Miło mi zaanonsować, że 15 marca 2015 do Trzech Muszkieterów dołączył D'artagnan, czyli Kinga zwana Gryzeldą. Co w praktyce oznacza, że nasz zespół powiększył się o 4290 gramów i 55 centymetrów. Gryzia ma się dobrze, dużą wagę przywiązuje do konsumpcji i relaksu. Jej dewizą życiową jest "Carpe cycek!" Jeszcze nie wie kim zostanie, jak dorośnie. 

Kosz z Kielc czeka na zawartość


Przyjechała Królewna




Czekam na Rodzeństwo z suwenirami


Domowe powitanie





poniedziałek, 7 marca 2016

Różana komódka

Spała pod wiatą. Mokro tam było i wietrznie. Nogi całe przemoczone, fornir już się trzymać nie chciał i blat się rwał ku górze od przesytu wilgociowego. Znać, że koniec na nią przyszedł. Tak to czuła. Porzucona...odrzucona...niechciana...niekochana. Najgorszy ten reumatyzm co nogi wykręcał... lato końca dobiegało i wiadomym było, że tej zimy pod wiatą już nie przeżyje. Szuflady jej całkiem opadły, gdyż i resztki nadziei wytraciła.
Żeby mnie już porąbali i do pieca wrzucili, choć na to bym się przydała- myślała gorączkowo.
Nawet nie usłyszała, że rumor jakiś na podwórku się poczynił, zapatrzona łuszczącymi się szufladami w dal, na ogród... Ktoś podchodził, ale nawet spojrzeć nie raczyła, pogrążona w rozpaczy swej i zamyślona nad niedolą. Nim się spostrzegła, wujek Stasiek w ramiona ją pochwycił i zapytał jakiegoś blond Babsztyla: "A tą bierzesz?"
Z dna swej depresji zdążyła jeszcze pomyśleć: zostaw mnie, nie ruszaj, nogi mnie bolą...tu sobie żywota spokojnie dokonam...
Lecz Babsztylowi jak na złość oczy się zaświeciły i rzekła ochoczo: "Biorę!"
A jak wzięła, to z łapek wypuścić nie chciała!
Wymyła, wysuszyła, blat przybiła, szuflady poskrobała, pędzlem zagilgotała pod pachami...
A gdy już komoda szarością została muśnięta i różem tu i ówdzie, Baba przyniosła coś co sprawiło, że nowe nadzieje wstąpiły w serce meblowe i od tej pory już nigdy nie pomyślała o Niej jak o Babie czy Babsztylu, a już tylko Pańcią pieszczotliwie zwała... Ach jak piękne były te różane uchwyty! No i miejsce zaszczytne w Siwym Pokoju tuż tuż przy łożu gościnnym.



Po przyjeździe...



Nóżki nadgniłe skrócić należało







Czekam...



Nowe życie










piątek, 4 marca 2016

Gryzelda i bąbelkacja...

Tatuś zaproponował podanie imion dla Bezimiennej w brzuszku:
Łucja: Anastazja! A nie Sylwia Matuszczyk? Albo Gryzelda...
Eryk: Nie wiem... wilk... albo królik... papużka!


Mama: Eryk, a co zrobisz jak się Dzidziuś urodzi?
Eryk gestykulując: Trzeba będzie zakręcić [w kocyk], położyć na dywanie i będzie można oglądać.


Mama skaleczyła się delikatnie...
Eryk: Ja Ci narysuję lalulkę, żeby Ci krew nie leciała.


Eryk do Łucji o Brzuszkowej Siostrze: Dzidziuś lubi buziaczki. Dasz Dzidziusiu buziaczki?


Łucja dmuchała rurką bańki w wannie. Próbowałam ją zagadać...
Łucja: Nie mogę, muszę dalej robić tą bąbelkację, to jest moja praca.


Łucja przyniosła rysunek:
Mama: A co to jest?
Łucja: Kwiatek!
Mama: To chyba bratek.
Łucja: Nie, kwiatek!


Tymczasem u Babci Loli... nie ma spania na robocie.



Robota wre





środa, 2 marca 2016

Turbo Mama

Kiedy Bezimienna przyjdzie na świat, będziemy przez pewien czas uziemieni, nim czwarte Ludzkie Szczenię przyzwyczai się do świata i jazdy samochodem. Dlatego ostatnimi podrygami wielorybiego ciałka staram się zapewnić Szkodnikom jakieś rozrywki wycieczkowe. W czasie ostatniego babskiego wypadu Łucja zapytała:
- Mamo, możemy wyprzedzić tego TIRa?
Mama: Jak będą odpowiednie warunki, to wyprzedzimy, nam się nie śpieszy, najważniejsze to dojechać...bla bla bla...
Zamyśliłam się, zasłuchałam w muzykę, aż padło łucjowe pytanie i trochę czasu zajęło przetworzenie, o co chodzi...
Łucja: Mamo, czy są warunki?


Waleria w czasie jazdy: Mamo, czy po drodze będą te niebieskie potworki?
Mama: Golemy?
Waleria siedząca z tyłu: Tak, Molemy!
Podjeżdżam pod potworki i czytam tabliczkę... Stolemy...


Weszliśmy na plażę, aby przewietrzyć wirusy i powdychać jodu.
Minęło 6 minut...
Łucja: To co?! Zbieramy się?!


Mama: Łucja, nawdychałaś się jodu?
Łucja nabrała powietrza w poliki jak chomik: Ocywiście!


Łucja: Mamo, wyprzedzisz to auto?
Mama: Tego białego nie damy rady...
Łucja: On ma turbo silnik... Ja mam turbo rękawiczki...
Waleria wyciągając ze swojego portfelika małe zdjęcie: Ja mam turbo Mamę!


Czasami siedzimy sobie z Czcigodnym Małżonkiem i tylko skrawki szkodniczych rozmówek docierają do nas. Ostatnio zasłyszeliśmy takie słowa (kontekst nieznany) i oboje wybuchnęliśmy śmiechem...
Waleria do rodzeństwa: Wszystko co najgorsze przed nami.


Łucja w czasie wyścigów z rodzeństwem: Ja tu jestem dowodniczką i mówię kiedy start.


Waleria: Łucja, wiesz, że nasze czapki mają odblaskowe paski?
Łucja: Tak?
Waleria: Tak, te co od Mikołaja dostałyśmy.
Łucja: A to spryciarz...



Kaszubskie "Molemy"