poniedziałek, 7 marca 2016

Różana komódka

Spała pod wiatą. Mokro tam było i wietrznie. Nogi całe przemoczone, fornir już się trzymać nie chciał i blat się rwał ku górze od przesytu wilgociowego. Znać, że koniec na nią przyszedł. Tak to czuła. Porzucona...odrzucona...niechciana...niekochana. Najgorszy ten reumatyzm co nogi wykręcał... lato końca dobiegało i wiadomym było, że tej zimy pod wiatą już nie przeżyje. Szuflady jej całkiem opadły, gdyż i resztki nadziei wytraciła.
Żeby mnie już porąbali i do pieca wrzucili, choć na to bym się przydała- myślała gorączkowo.
Nawet nie usłyszała, że rumor jakiś na podwórku się poczynił, zapatrzona łuszczącymi się szufladami w dal, na ogród... Ktoś podchodził, ale nawet spojrzeć nie raczyła, pogrążona w rozpaczy swej i zamyślona nad niedolą. Nim się spostrzegła, wujek Stasiek w ramiona ją pochwycił i zapytał jakiegoś blond Babsztyla: "A tą bierzesz?"
Z dna swej depresji zdążyła jeszcze pomyśleć: zostaw mnie, nie ruszaj, nogi mnie bolą...tu sobie żywota spokojnie dokonam...
Lecz Babsztylowi jak na złość oczy się zaświeciły i rzekła ochoczo: "Biorę!"
A jak wzięła, to z łapek wypuścić nie chciała!
Wymyła, wysuszyła, blat przybiła, szuflady poskrobała, pędzlem zagilgotała pod pachami...
A gdy już komoda szarością została muśnięta i różem tu i ówdzie, Baba przyniosła coś co sprawiło, że nowe nadzieje wstąpiły w serce meblowe i od tej pory już nigdy nie pomyślała o Niej jak o Babie czy Babsztylu, a już tylko Pańcią pieszczotliwie zwała... Ach jak piękne były te różane uchwyty! No i miejsce zaszczytne w Siwym Pokoju tuż tuż przy łożu gościnnym.



Po przyjeździe...



Nóżki nadgniłe skrócić należało







Czekam...



Nowe życie










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania i zadawania pytań