środa, 30 grudnia 2015

Okno na piankę

Brat cioteczy powiedział, że jak jeszcze raz przyjedzie do nas i okno w kiblu nie będzie wstawione to opier.... je na piankę...

Cóż było robić? Trzeba było okno wstawić. Może jednak najpierw słów kilka o topografii terenu.
Znajdujemy się w łazience na pięterku- maleństwo 10 m2, ale okna ma dwa! Jedno na zewnątrz- zupełnie zwyczajne i drugie zupełnie nietypowe do wewnątrz, na korytarz.

Oryginalne okno w drewnianej ramie. Czcigodny Małżonek ofiarował mi w prezencie witraże...jakoś tak w 2009 roku i okno zostało wyjęte do czyszczenia. Czas tak szybko mija... i my jako domownicy przywykliśmy do tego, że przechodząc korytarzem można zajrzeć do łazienki, pogadać z osobą tam obecną, ewentualnie zawołać z wanny, że ręcznika brak...

Gorzej było z gośćmi...Chyba się stresowali, że ktoś zajrzy.  No a już po groźbie kuzyniaka to ja zaczęłam się bać tej pianki...
Opaliłam, wyszlifowałam, pomalowałam. Tatuś według prawa obsadził witraże. I już można siedzieć, dumać i kąpać się bezstresowo...Oczywiście dopóki Szkodniki nie wpadną bez zapowiedzi przez drzwi, bo zamykadełka jeszcze nie ma...

W połowie drogi między pilśnią a glazurą...


Czyż nie piękne?



Rama opalona i wyszlifowana

Po...







Moja Corrida



Niby lepiej, ale i tak brakuje mi tych pogaduszek przez okno... No i już nie można robić frajdy Szkodnikom wsadzając nagle głowę przez okno, gdy się kąpią...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania i zadawania pytań