poniedziałek, 28 grudnia 2015

Janki Muzykanty

Oj jak ja lubię strychy...te pajęczyny przyklejające się do twarzy, te podłogi niepewne, z którymi nigdy nie wiadomo czy nie poślą Cię za chwilę piętro niżej, bo nagle stwierdzą, że już Twojego cielska nie uradzą. Ten półmrok, który próbuje za wszelką cenę ukryć przed wścibskim wzrokiem skarby przeszłości. I jeszcze to rozpieranie w piersi, gdy słyszysz słowa cioci Halinki: możesz brać, co chcesz.

Wspinam się po stromych schodach, a u ich szczytu sama nie wiem czy ogarniać całość, czy powoli penetrować każdy kąt. I tylko jedna myśl mi uporczywie stuka w głowie i zasmuca, i pytam sama siebie, czemu największa przyczepka jaką można wynająć, jest taka mała?!

Ja wybierałam, a Czcigodny Małżonek i Brat tarali na dół i upychali na przyczepce.
Nie będę ściemniać, czułam się jak w narkotycznym amoku. Coś jak złoty strzał, tylko bez skutków śmiertlenych...Tyle dobrodziejstwa wiekowego,
i wielkogabarytowego i drobnicy.
I nawet COŚ specjalnie dla Dzidziucha!
Ale jak powszechnie wiadomo przyjemności trzeba dozować, więc zaczynam od takiego cudeńka jakiegoś Janka Muzykanta.

Skrzypiec już nie było, ale został futerał.
Kurzem obrośnięty i dziwnie woniejący.
Po obróbce funkcje dekoracyjne lub ładunkowe będzie spełniał w pokoju turkusowym.

Długa to była droga...


Czekam na kąpiel


i zabiegi pielęgnacyjne, co mi Pańcia obiecała...




Po liftingu...



Z suchym wiecheciem...



Przypomniała mi się przy okazji jedna rzecz. Kiedy się wprowadziliśmy i zaczęliśmy prace remontowe,  ciężko było się odnaleźć w tym molochu Bogaczówką zwanym. Czcigodny przez pierwszy miesiąc mylił drzwi i błąkał się w poszukiwaniu konkretnego pomieszczenia. Z babciami było jeszcze gorzej... No bo jak wytłumaczyć, że karton czy miotła czy chleb jest tam w tym pokoju na dole, co jest położony na prawo od środkowego a trzeba przejść przez ten pierwszy pokój po lewej, no ten właśnie, co będzie łazienką a nie pokojem...
Natura sama zadecydowała jak wybrnąć z sytuacji. Pokoje miały piękne ściany w bardzo wytrawnych kolorach i tak pojawił się pokój zielony, żółty... a nawet czarny- tak tak, ale to od dorodnych mebli gdańskich, które z Pucka spod wiaty, żeśmy wyratowali i odtąd ozdobą pokoju czarnego są. Ale o nich to w styczniu więcej opowiem...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania i zadawania pytań