piątek, 23 listopada 2018

Moje Chierki

Moje chierki nabyłam od Pati. Przyjechały do domu i czekały na stosowny moment.

A kiedy nadszedł, to ja musiałam poczekać. Po kilku dniach oczekiwania dzwoni do mnie mój ulubiony Majster tapicer.  Są gotowe do odebrania. Już oczyma wyobraźni rozstawiam je w parterowym salonie na tym wielkim białym dywanie, co go niechcący kupiłam, gdy pojechałam po dwie rolki tapety (takie rzeczy się zdarzają, gdy się nie zrobi listy zakupów), ale słyszę  jakieś podszepty... Myślę: znowu głosy w mojej głowie. Ale nie! To ktoś Majstrowi podpowiada, że to nie te... Na to Majster zwinnie: a nie, jeszcze nie gotowe, ja dziś jadę po materiał dla Pani.

 

Cóż było robić. Uzbroiłam się w cierpliwość, cokolwiek to znaczy i czekałam dalej.

Są! Proszę Państwa, zasiadam. Och, jakie wygodne! Ach, jakie miękkie! I łokieć jest gdzie podeprzeć i cała pupa się mieści. I nawet się z dywanem dogadały... Moje bliźniaki... Aż szkoda, że mam tylko dwa pośladki, bo jakbym miała cztery, mogłabym usiąść na dwóch jednocześnie.

 

 Ale co z nogami? Jaki im kolor nadać, kiedy tapicerka to beż wpadający w róż, wpadający w szarość, wpadającą w fiolet? 

 

Czyż nie są piękne?

A tak przy okazji...


Nouveau tableau!


Moje słodkie bliźniaki





Pańcia się jeszcze nad kolorem zastanowi, a wy giry umyjcie przed malowaniem, a nie się na dywany pchacie.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania i zadawania pytań