wtorek, 7 marca 2017

Kuchnia moich marzeń 2

Zimowo-wiosenną porą 2017 roku, budowlańcy zrobili, ile się dało (tynki, posadzka). Czcigodny Małżonek również  (ogrzewanie podłogowe, zasilanie wyspy, puszki). Okna, parapety, grzejniki i drzwi wejściowe były zrobione krótko po  przeprowadzce, czyli hen hen dawno temu. Reszta należy do Barbary, która od lat już miała wszystko ułożone w głowie. W końcu to jej kuchnia marzeń. Taaa, ułożone może i było. A życie zweryfikowało. 

 

Wyjście do ogrodu. Jest.  Nie ma schodów. Pozostaje skok do ogrodu z wysokiego parteru. Do tej pory praktykowałam zwieszanie się na klamce od drzwi i delikatne obsuwanie po murze, aż stopy poczuły ziemię. Do lata może będą już schody. 

 

Mini spiżarnia w przedsionku, regały pod sufit na garnuszki i słoiczki... Po zbiciu tynków ze ścianek działowych okazało się, że stoją jedynie siłą woli właścicielki i najbezpieczniej byłoby je rozebrać. Zatem  ze spiżarni pozostało tylko wspomnienie i kupka gruzu.

 

Wraz ze śmiercią spiżarni, utraciłam ściankę nr1, która miała być zaczepem dla meblowego półwyspu oraz ściankę nr2, do której miał być przytulony kredens kuchenny.

Leżę teraz pod kocem, ziewam i czytam, co napisałam. Jakieś to pesymistyczne takie... takie depresyjne, takie przesileniowo-wiosenne, takie eeee. Ale nie dajcie się zwieść... Barbara już przetwarza dane, zmienia wizję, wskakuje na nowe tory. I szuka łaty na porwane.


Ślimak grzewczy i nogi Czcigodnego


Samobójczy skok do ogrodu - tędy.


Na racuchy z jabłkami - tędy.




Tu się będzie gotowało...


A z okna będę wnikliwie obserwować, jak Szkodniki obsypują się piachem...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania i zadawania pytań