czwartek, 6 października 2022

Duża czarna

Gdybym była małą czarną to nie byłoby problemu. Niestety urodziłam się duża, bardzo duża, jak 6-kilogramowy niemowlak. W świecie mebli urodzenie się takim kolosem, to czyste nieszczęście. Historia mojej wędrówki po Polsce jest całkiem długa, więc usiądźcie wygodnie. Chusteczek nie bierzcie, to będzie historia z happy endem.

 

W czasach młodości mieszkałam w Krakowie. Nie dokładnie pamiętam wczesne dzieciństwo, bo to było ze sto lat temu. Za to przeprowadzkę do Braniewa pamiętam bardzo dobrze. Obszerne mieszkanie, a w nim ja. Sprowadzona specjalnie na zamówienie, czułam się w tym wnętrzu jak  królowa, aż do momentu zmiany właściciela i przeprowadzki do nowego mieszkanka. Owszem wstawiono mnie, ale okazało się, że zajmuję połowę największego pokoju... Sami rozumiecie, nie mogło być inaczej, wylądowałam w piwnicy.

 

Trzy lata przekoczowałam niby niezauważona, ale gdy piwnica zaczęła pękać w szwach, Pan powiedział do Pani, że ma czas do grudnia, aby znaleźć mi nowego właściciela. Ostatnie, co zdołałam usłyszeć przed zamknięciem kłódki, było słowo, które w każdym meblu wywołuje palpitacje zawiasów... Gabaryty...

 

I tu w historii pojawia się moja Pańcia, obecna i na zawsze, aż po grób. Trochę była zdziwiona, gdy od nieznajomej dostała wiadomość, że słyszała, że może by była opcja, że gabaryty, że trzeba ratować i że jest ostatnią deską ratunku.

 

Lekko nie było,  bo zakaz meblowy nałożony przez Czcigodnego Małżonka nadal obowiązywał i odległość i transport i wniesienie... Koniec końców znalazłam się w Bogaczówce. Jak to Pańcia z Czcigodnym załatwiła, nie wiem, więc się nie wypowiem. Byłam rozczłonkowana i strasznie mnie gnaty bolały, aż ciężko było skupić myśli. Złożyli mnie w całość i mogłam w pełnej krasie zaprezentować swą diabelską czarność na wysoki połysk. Po bliższym przyjrzeniu Pańcia stwierdziła, że ktoś mnie sprayem pomalował. Tak było. Mi to nie przeszkadzało, ale moja nowa właścicielka mruknęła pod nosem: pomalować mogę, ale szlifować nie będę. Mówię, dobra niech będzie. Najważniejsze, że zostałam wydarta z paszczy potwora i złowieszcza śmieciarka może sobie kłapać szczękami do woli. Musi obejść się smakiem. Mnie już nie dorwie.

 

Odmalowała mnie na cacy, do środka wstawiła sprzęty muzyczne, udekorowała butelkową zielenią bym do całego wnętrza pasowała i voila! Oto ja!


 

 

 








 


3 komentarze:

  1. Łał, ale czarna też mi się podobała, no ale " De gustibus non disputandum est". Witam moją ulubioną Bogaczkę po długiej przerwie wyrażam uznanie,oj żeby mnie się tak chciało. jak mi się nie chce. Pozdrowienia . również dla Szanownego... i Szkodników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety ten czarny był ładny tylko na zdjęciu. W rzeczywistości ktoś kiedyś komodę pomalował sprayem. I w czarnym pokoju nie było już dla niej miejsca. Tu gdzie jest ma dużo przestrzeni i pasuje do reszty. Ale kto wie co przyniesie przyszłość? Może trafi do czarnego pokoju i wróci do czarnej szaty?

      Usuń
  2. Jest pomalowana farbą kredową, więc powrót do czerni nie będzie trudny. Dziękujemy serdecznie i również przesyłamy gorące uściski. Nadrabiam zaległości z lata, więc trochę wieści wpadnie na bloga. Też mi się nie chce, ale latem nie chciało mi się jeszcze bardziej :-D .

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania i zadawania pytań