niedziela, 25 marca 2018

Dwie wersje

WROTA:

Byłem wrotami do kuchni. Powszechnie wiadomym jest, że kuchnia to serce domu, więc od początku znałem swą wartość. Lite drewno, piękna, zdobiona klamka. Co prawda miałem parę ubytków i wielką dziurę po zamku, ale urodą, wdziękiem i pełnioną funkcją nie dorównywał mi żaden szmelc w starym domu. Co tu dużo mówić, byłem idealny. Niemal aksamitny w dotyku, w idealnych proporcjach. Nie ma co się powtarzać- idealny mebel w idealnym miejscu.  Służyłem wiernie przez lata i kiedy ta Franca przyszła i kazała mnie zdjąć z zawiasów, to od razu pomyślałem, że zawiasy chce przesmarować. I bardzo dobrze, należało mi się odrobinę luksusu, trochę balsamu na moje spracowane zawiaski, które już niemal sto lat służyły mieszkańcom.

 

Gdy jednak na dół zaczęli mnie znosić, myśl mnie naszła, że jednak mała renowacja się szykuje, szlifowanko, malowanko. Ostatecznie niech będzie. Nawet takiemu przystojniakowi jak ja przyda się drobny lifting. Oparli mnie o drewutnię i poszli sobie. Pierwsze dwadzieścia minut czekałem cierpliwie. Potem myślę: cóż do licha?! Wieczorem, kątem oka zobaczyłem jak Franca przemyka z ogrodu do domu. Wołałem: wracaj! wracaj! Ale nie podeszła. Jak zaczęło się ściemniać, to już darłem się wniebogłosy: wracaj tu Flądro jedna, zarazo niezmierzona, zakało przeklęta! Gardło tak zdarłem, aż drzazgi w środku czułem.

 

Stałem tak oparty o bok drewutni, nie wiem ile czasu. Nie wiem, ile kotów podniosło na mnie nogę. Nie wiem, ile wiatrów smagało mą płycinę. Tamten przychodził czasem do drewutni z piłą motorową, a ja szeptałem: potnij mnie i spal, niech ta męka się już wreszcie skończy. "Ideał sięgnął bruku".

 

Niespodziewanie przyszły pierwsze śniegi. A za śniegami wiatry. W czasie jednej z wichur, trzymałem się kurczowo, ale to chyba jakiś orkan Barbara był, bo poczułem jak tracę grunt pod nogami, odrywam się i lecę. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie, aż w końcu uderzyłem z łomotem o ziemię, wszystkie wnętrzności mi się zatrzęsły i straciłem przytomność.

 

Na wiosnę ktoś postawił mnie do pionu, ale było mi już wszystko jedno. Czułem, że obrastam jakimś zielonym i czarnym dziadostwem. Czekałem na koniec, który nie chciał nadejść.

 

Kolejnej zimy wydarzyło się coś dziwnego. Franca podeszła do mnie, obejrzała a potem wtargała mnie ze swoją Mamusią do ciepłego domku.

Nie wiem, co to było. Kara za brak pokory? Życiowy zakręt? Pech? Nie analizuję, nie roztrząsam, wiem, że przetrwałem i powstałem silniejszy, dojrzalszy i gotowy do nowych zadań.

 

FRANCA:

Czasem trzeba odejść, żeby dojść. Dojść do siebie, dojść do czegoś...

To ja wzięłam i odeszłam. Chciałabym powiedzieć, że moja decyzja była wynikiem przenikliwych analiz, zestawienia plusów i minusów, bilansu zysków i strat. Ale dupa! I tak serce w parze z intuicją oraz Opatrzność wszystko tak zgrały, że "wypłynęłam na suchego przestwór oceanu" i popłynęłam w nieznane. I co będzie dalej, czas pokaże...Przy okazji ustanowiłam nowy rekord, podpisując umowę o pracę w ciągu 24 h od rozmowy rekrutacyjnej.

Przy tej okazji musiałam na nowo przypomnieć sobie korpo- zasady, korpo-procedury i cały korpo-stuff.

Jest to wiedza niezwykle użyteczna do wykorzystania w życiu codziennym:

Lokalizacja problemu: 



Sprawca/Sprawcy problemu:

 



Plan naprawczy: 



Realizacja:








Świętowanie sukcesu:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania i zadawania pytań