Pakowaliśmy i pakowaliśmy, a dobra ruchome jakby rosły i pęczniały i namnażały się i myślałam, że nigdy nie nastanie moment zamknięcia klapy bagażnika. Zostałam wtedy samozwańczym Mistrzem Pakowania, każdy milimetr kwadratowy powierzchni był wykorzystany, a gdy usiadłam na fotelu zostałam jeszcze przygnieciona pomniejszymi pakunkami i kotem.
A Kot wiedział i czuł całym sobą, że coś się święci, majątku pilnował, stanowiska przez cały dzień nie opuszczał...
Wyruszyliśmy z delikatnym podnieceniem, radością, ciekawością i kropelką strachu przed tym, co nas czekało...
Jesteśmy...w NASZYM nowym- starym domu...Czas wić gniazdo...Ale jak tu wić, gdy woda miała być, a nie ma, prąd tylko na przedłużaczu a wanna drapie w tyłek??
Kotu się podobało...a kot zawsze wie lepiej niż człowiek...
Jak żeśmy to przeżyli, do dziś nie wiem. Pamiętam pierwszy posiłek- jajecznicę usmażoną na turystycznej butli gazowej z nakładką...Pierwszą kąpiel... u sąsiadów, bo zawór pękł i wody nie było, drugą kąpiel już u siebie i podrapany tył...bo wanna była stara. Krótko mówiąc - biwak...długotrwały biwak.
Kupując Bogaczówkę zakładaliśmy plan dziesięcioletni na doprowadzenie jej do stanu dawnej świetności. Miała być gotowa na moje 35 urodziny:). Jeżeli tempo prac nie spadnie, nie zabraknie zapału, energii, zdrowia i środków materialnych, jest duża szansa, że odrestaurowanie budynku uda się zakończyć szybciej niż planowaliśmy.
Nie no kot super sprawa :D;)
OdpowiedzUsuń