Dzisiaj nasza rodzinka pomniejszyła się o jedną istotkę. Bajka po kilku tygodniach dzielnej walki z chorobą udała się do Raju dla Ogoniastych, a ja się zastanawiam, jak mogłam się tak bardzo przywiązać do takiej paskudy z obleśnym ogonem i żółtymi zębami...
Bajeczka bardzo doceniała moje poranne śpiewy w łazience, ale jeszcze bardziej doceniała wszelkie wiktuały, jakie jej serwowałam. Z miłością w oczach wyciągała łapki po bułeczki, ciasto i sałatki. Po otwarciu drzwiczek z pokorą i wdzięcznością chwytała w mig i bez zastanowienia co jej dano . I z właściwą sobie gracją, ograniczoną jedynie przez tłuste boczki, ukrywała swoje zdobycze w domku, by już po chwili konsumować je lubieżnie i bez zahamowań. Dzięki temu była dużo grubsza od swojej kompanki Metki, a kałdun taktyczny z nagromadzonym tłuszczykiem pozwolił jej na wyrównaną walkę z chorobą, kiedy miała już problemy z jedzeniem.
Teraz w dobie kryzysu bardzo doceniam swoje zasoby tłuszczowe gromadzone przez lata, ponieważ gdy skończą się zapasy w spiżarni, ja nadal będę miała z czego zasysać. Jednocześnie głęboko ubolewam nad losem wszystkich chudych ludzi i zachęcam do jedzenia na zapas. Jeszcze nie jest za późno.
Dzisiejsze wytwory: chałki Eryka, bułki Łucji i chlebki Walerii. Jutro piecze Kindziołek. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania i zadawania pytań