Wspinam się po stromych schodach, a u ich szczytu sama nie wiem czy ogarniać całość, czy powoli penetrować każdy kąt. I tylko jedna myśl mi uporczywie stuka w głowie i zasmuca, i pytam sama siebie, czemu największa przyczepka jaką można wynająć, jest taka mała?!
Ja wybierałam, a Czcigodny Małżonek i Brat tarali na dół i upychali na przyczepce.
Nie będę ściemniać, czułam się jak w narkotycznym amoku. Coś jak złoty strzał, tylko bez skutków śmiertlenych...Tyle dobrodziejstwa wiekowego,
i wielkogabarytowego i drobnicy.
I nawet COŚ specjalnie dla Dzidziucha!
Ale jak powszechnie wiadomo przyjemności trzeba dozować, więc zaczynam od takiego cudeńka jakiegoś Janka Muzykanta.
Skrzypiec już nie było, ale został futerał.
Kurzem obrośnięty i dziwnie woniejący.
Po obróbce funkcje dekoracyjne lub ładunkowe będzie spełniał w pokoju turkusowym.
Długa to była droga... |
Czekam na kąpiel |
i zabiegi pielęgnacyjne, co mi Pańcia obiecała... |
Po liftingu... |
Z suchym wiecheciem... |
Przypomniała mi się przy okazji jedna rzecz. Kiedy się wprowadziliśmy i zaczęliśmy prace remontowe, ciężko było się odnaleźć w tym molochu Bogaczówką zwanym. Czcigodny przez pierwszy miesiąc mylił drzwi i błąkał się w poszukiwaniu konkretnego pomieszczenia. Z babciami było jeszcze gorzej... No bo jak wytłumaczyć, że karton czy miotła czy chleb jest tam w tym pokoju na dole, co jest położony na prawo od środkowego a trzeba przejść przez ten pierwszy pokój po lewej, no ten właśnie, co będzie łazienką a nie pokojem...
Natura sama zadecydowała jak wybrnąć z sytuacji. Pokoje miały piękne ściany w bardzo wytrawnych kolorach i tak pojawił się pokój zielony, żółty... a nawet czarny- tak tak, ale to od dorodnych mebli gdańskich, które z Pucka spod wiaty, żeśmy wyratowali i odtąd ozdobą pokoju czarnego są. Ale o nich to w styczniu więcej opowiem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania i zadawania pytań