Spotkało mnie wielkie nieszczęście. Zepsułam swój telefon. Mojego magicznego białego zamzunga, który zawsze był wierny. Tylko dwa razy w miesiącu domagał się odrobiny sztrumu. Taki piękny, taki kochany... Tyle lansu w tak małym urządzeniu. Pasował do butów, auta i torebki. I zabiłam go. Zupełnie niechcący...
Kilka dni żyłam bez telefonu i było mi bardzo dobrze. Aż pewnego dnia Czcigodny Małżonek przywiózł mi niespodziewanie telefon. Z jednej strony trochę nie chciałam, z drugiej pomyślałam, że już może czas wejść w XXI wiek, że telefon to nie tylko dzwonienie, smsy i budzik...
To już jest koniec, już nie zawibrujesz dla mnie... |
Wzięłam nowy telefon do ręki, uśmiechnęłam się z zachwytem i odetchnęłam z ulgą...
Czyli teraz muszę tylko kupić nowe butki, torebkę i czarne beemwe... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania i zadawania pytań