Znalazłam w internecie komodę. Zdawało się, że idealna na skarpety będzie. Wiecie, te co ciągle szukają swojej drugiej połówki. Wpłaciłam zaliczkę i pojechałam Passerati z Czcigodnym Małżonkiem odebrać towar. Weszłam do sklepu, obejrzałam z grubsza komodę i mówię do swojej lepszej połówki, że jeszcze się rozejrzę, jak już tyle kilometrów przejechaliśmy. Weszłam do drugiej sali i sieknęło mnie jak obuchem. Lekko zamroczona powiedziałam Czcigodnemu, żeby obejrzał, bo ja w amoku to już nic nie widziałam. Przegrzebał go na wszystkie strony, rozłożył tapicerkę na czynniki pierwsze, wycisnął sprężyny i mówi, że godny uwagi, ale że przecież po komodę przyjechaliśmy... Komoda? Jaka komoda? FOTEL! Szybki fortel z fotelem, przeniesienie zaliczki i już był mój. Pan Pakowacz upchał fotel w aucie a ja dyskretnie wzięłam go na bok i szeptem do ucha mu mówię, że jeszcze ten stoliczek. Tylko tak, żeby mąż nie widział.
- Ale jak? Na pewno zobaczy!
- Pan spakuje, a do tego czasu to ja już temat załatwię...
Jak mogłam stoliczka nie wziąć? Kiedy blatem swym pięknym, naturą stworzonym, serce me zachwycił. Przecież to ładniejsze niż obraz...
Zawsze mówiłam, że ta inwestycja się zwróci... Ale że tak szybko? Ja leżę, dzieci fotel piorą.
Szybki instruktaż- dużo piany, mało wody... |
Się pierze! |
Robota idzie... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania i zadawania pytań