czwartek, 12 sierpnia 2021

Camper 1

Kiedy Babcia Jola powiedziała, że chce wziąć do siebie wszystkie cztery Szkodniki, pomachaliśmy białymi chusteczkami, gdy odjeżdżali i w te pędy jęliśmy się pakować. A ściślej rzecz ujmując, wywalać fotele z dzieciobusa, odkurzać okruchy, farfocle i różne inne organiczne elementy pozostawione przez dzieci w aucie. Następnie zapakowaliśmy bambotle, materace, gaciochy i psa i wyruszyliśmy w nieznane. 

I znowu muszę uściślić. Nieznane to miała być Szklarska Poręba. Dobrze znana Czcigodnemu Małżonkowi, ale w latach 80-tych. Mi zupełnie obca.

Naszą ekscytującą podróż zaczęliśmy od kurczaka z rożna w Jegłowniku i zapewne dojechalibyśmy do tej Szklarskiej Poręby, ale już na pierwszym MOP-ku przy kawie okazało się, że jesteśmy zupełnie zmęczeni i wizja jeszcze 5 godzin w trasie stała się zupełnie nieatrakcyjna. Jako zupełnie wolni ludzi posiadający "campera" stwierdziliśmy, że jedziemy gdzie oczy poniosą, a na południe pojedziemy razem z dziećmi innym razem. 

Słynny kurczaczek z Jegłownika - rozleniwiający


Jeden z najbardziej udanych prezentów, jaki Czcigodny Małżonek ode mnie otrzymał- mini czajniczek.


Gdzie oczy poniosą? Byle nie za daleko, bo spać się chce.


Najwierniejszy 




Wiedźma wylądowała w Biskupinie







Muszę jeszcze kilka słów o naszym "camperze" powiedzieć. W ciągu roku szkolnego był zwykłym dzieciobusem. Za dużo się nie napracował, bo dzięki Covid dzieci głównie siedziały w domu. Za to w wakacje pokazał swoją prawdziwą twarz, zaskoczył nas powierzchnią i pakownością, także myślę, że ten wyjazd to początek pewnego cyklu. Bajo!


Dwa materace weszły, czyli nie trzeba będzie kulić nóg ani przytrzaskiwać klapą.


Ale że co? Że to nie dla mnie to legowisko?


Wstawaj Maleńka, jedziemy dalej podbijać świat!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania i zadawania pytań