Ileż razy umierałam z głodu słodyczowego...Ileż razy przetrząsałam szuflady drżącymi rękoma, szukając węglowodanów... Ileż razy zapychałam otwór paszczowy garścią rodzynek czy słonecznika i wychodziłam z kuchni chwilowo zaspokojona... Tego nie zliczy nikt.
Zacznę jednak od początku. Leżałam na szezlongu, być może nawet pachniałam i razem z pewną policjantką rozwiązywałam strasznie zawikłaną sprawę kryminalną . Nawiasem mówiąc, była to już trzecia seria kryminalna, ale od czego jest zima!
Był to czas przedświąteczny i było mnie dobrze, tak dobrze... Aż zadzwoniła Matula i powiedziała, że Milena kazała sprzątać, bo to element Świąt Bożego Narodzenia. ELEMENT ŚWIĄT! Jak można było tak zakłócić moje beztroskie lenistwo?? No jak?
Leżałam dalej na kanapie wpatrzona w monitor, nad moją głową falowała, jakoby aureola czy też woal, zwiewna pajęczyna, sięgająca od obrazu aż po skórę dzika. I już mi się tak dobrze nie leżało. Podniosłam się i zabrałam za element Świąt. Oczywiście nie generalnie i nie kompleksowo, tylko zupełnie wybiórczo. Na ile czas pozwolił. Było warto.
Taka oto nagroda mnie spotkała:
Jajeczka wielkanocne z 2016. Smakowe. |