Pech chciał, że ubrałam dziewczynki odwrotnie. Waleria nałożyła Łucji bluzę i pojechała do przedszkola, a Łucja dostała Walerii bluzkę z konikami.
Waleria przyjechała i mówi : To moja bluzka...
Łucja z przekonaniem: No, ja pożyczyłam.
Po jakimś czasie Waleria zdejmuje kurtkę.
Łucja patrzy i mówi: To moja bluzka.
Waleria tłumaczy: Ja też taką samą miałam, ale gdzieś się ukryła.
Ufff, tym razem się udało bez wojny domowej...
Łucja rozcięła brodę i miała założone dwa szwy. Świadoma wielkiej wrażliwości Walerii i zdolności do empatii, chciałam ją uprzedzić, wprowadzić w temat, żeby łagodnie przeżyła nieszczęście siostry...Powiedziałam, że Łucja miała ranę w brodzie i pani doktor musiała ją zszyć...
Wiecie o co zapytała moja wrażliwa i łagodna córka? Co było dla niej najważniejsze w chwili, gdy jej siostra odniosła ranę i cierpiała? Wiecie, o co zapytała?!
- Jakim kolorem [nici]?
No i na koniec dialog Matki z dziećmi i próba ustalenia przebiegu zdarzeń:
Mama: Kto pomazał książkę?
Łucja: To Waleria.
Waleria: To Łucja...Łucja zrzuca na mnie, a ja na nią.
Mimo podjętych prób nie udało się ustalić przebiegu zdarzeń... bo taka jest siostrzana solidarność.
Kozuchy |
Instruktor jazdy konnej |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania i zadawania pytań