Wilno 2/2
Wycieczka była bez wyraźnego planu. W zasadzie to było tylko hasło: Jedziemy do Wilna. Zarezerwowałam nocleg, ale po czasie już nawet nie pamiętałam jak on dokładnie miał wyglądać. I gdy Małżonek zaczął już w trasie dopytywać, co to za miejsce, ogarnęły mnie czarne myśli, bo za Chiny Ludowe nie mogłam sobie przypomnieć, co ja zarezerwowałam. I zaczęły mi się przypominać wszystkie boże nieszczęścia podróżnicze opisane w internetach. Kiedy doszłam już do braku łazienki, karaluchów i w ogóle rezerwacji pod fikcyjnym adresem, pomyślałam sobie: ja mam szczęście, będzie git.
Faktycznie apartament miał wszystko czego potrzebowaliśmy i bardzo miło się zaskoczyliśmy, a przede wszystkim posiadał parking, bo chcieliśmy zostawić auto w spokoju i zwiedzać miasto trolejbusami i pieszo.
No to wyruszamy w miasto. Wsiadamy do trolejbusa. Bilety zawsze po 1 euro. Prosimy dwa. Daję 50 euro. Pani mówi, że drobne trzeba. Ja, że nie mam. Starsza kobietka z pierwszego siedzenia mówi z akcentem: Rozmiencje u ludzi, albo jedzcie tak, może kontrolji nie bendzje. Już mi słabo... Stoję ułamek sekundy jak ostatni ciul.
Kierowca trolejbusa płci żeńskiej nieznacznym ruchem przesuwa dwa bilety w moją stronę. Przejmuję je dyskretnie jak działkę od dilera. Małżonek nic nie widzi. Uśmiecham się i mówię: sami swoi. Kasujemy bilety i jedziemy jak ludzie. Na koniec uśmiechamy się szeroko do Pani Kierowcy i lecimy podbijać miasto.
Jeśli chodzi o język litewski to nijak się tu dogadać nie idzie. Po litewsku nie da się nic zrozumieć, nawet cen. Po 6 dniach umieliśmy powiedzieć obiad dnia, cepeliny i gira. Z młodymi po angielsku elegancko. Do starszych mówiliśmy po polsku, oni wszystko rozumieli i odpowiadali po rosyjsku ;D . Dzięki Ci systemie nauczania, żeś mnie w podstawówce cztery lata rosyjskim raczył.
Aby zrobić rozeznanie, co warto zwiedzić odwiedziliśmy informację turystyczną, pytamy czy Pani z obsługi mówi po polsku, bo już wiadomo, że po litewsku nie ogarniemy. Okazało się, że pracuje tam Pani z Francji, więc komunikacja odbyła się po angielsku, ona z akcentem francuskim, ja z polskim ;D . Dostaliśmy mnóstwo folderów i mapek. A ja nie mogłam zrozumieć jednego słowa, dopytuję, co ona ma na myśli, a ona powtarza to coś i w końcu dociera do mnie, że ona mówi " bus". Nawet nie chcecie wiedzieć jak to brzmiało w jej wykonaniu. Grunt, że się dogadałyśmy.
Jedzenie w knajpach smaczne, tłuste, mięsne, obłożone jeszcze śmietaną na wszelki wypadek. Warto przywieźć chleby litewskie, sery z wiśnią i śliwką, kwasy chlebowe (najsmaczniejszy zimniutki z nalewaka), słoninę, kindziuk, ciastka Gaidelis, serek Kastinys i sękacze. Wszystko to jest dostępne w Hali Targowej w Wilnie i na targowisku w Kownie- Kaunas Central Market.
Domki Karaimów- grupy etnicznej, posługującej się jednym z języków tureckich, która osiedliła się w Trokach w XIV w. Charakterystyczne domy z trzema oknami od ulicy.
Zamek w Trokach
Wystawy w komnatach zamku bardzo ciekawe, ale nie można robić zdjęć.
Gira z dzbanka z rodzynkami
Cepeliny i placki ziemniaczane z mięsem mielonym.
Czcigodny Małżonek z Zamku w Trokach wypatrzył piękny biały budynek po drugiej stronie jeziora. Pojechaliśmy sprawdzić, co to jest. Ależ było nasze zdumienie, gdy okazało się, że jest to Pałac Tyszkiewiczów w Zatroczu, udostępniony do zwiedzania za symboliczną kwotę 3 euro. Dwóch młodych chłopaków z obsługi wpuściło nas do środka i tu przeżyliśmy kolejny szok. Żadna kustoszka nie szurała za nami kapciami, nikt nie szedł krok w krok, sprawdzając czy czasem nie ukradniemy jakiegoś krzesła, zupełna wolność, swoboda zwiedzania i odczuwanie aury tego miejsca.
Tu mi się od razu przypomina najbardziej żenujące muzeum w jakim byłam kilka lat temu- muzeum w Olsztynie. Dwie kule armatnie, 6 monet, zgniły miecz, belka ze starówki i pięć kobiet kroczących za mną w kapciach, patrzących mi przez ramię czy czasem tej kuli armatniej do torebki nie pakuję. Wstydziłabym się pobierać opłaty za oglądanie tych eksponatów...
Zwiedzanie Pałacu w Zatroczu to było jak wkroczenie w magiczny świat w zupełnie starym stylu, nikt nam nie przeszkadzał, a my nic nie zniszczyliśmy, nie ukradliśmy, bo chyba nie po to się odwiedza takie miejsca. Nasze muzea mogłyby się sporo nauczyć.
A potem Stary wymyślił to... Wieża telewizyjna w Wilnie.
Taras widokowy na wysokości 165m, a cała wieża ma 326m.
Taras widokowy się obraca, aby można było podziwiać całą panoramę miasta. Mimo przepięknych widoków mój błędnik mówił : nie i potem musiałam odleżeć dobrą godzinę w łóżeczku.
Niby fajnie, ale jakaś taka bladziutka, zieloniutka...
Chłodniczek dobry na wszystko
Oni to nazywają Ciasto Mamy. Wyborne.
Jeden dzień w Kownie, szybkie zwiedzanko i zakupy na targowisku.
To dopiero dziwna sprawa po 20:00 piwa w Lidlu nie kupisz, bo prohibicja. Ale w ciągu dnia możesz sobie pójść do takiego bocznego stoiska w markecie- jak u nas mięsny w Dino czy Netto i kupić na wynos piwo z nalewaka wlewane do plastikowej butelki. Nie muszę mówić, ilu spragnionych amatorów tam stało...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania i zadawania pytań