Wycieczka była bez wyraźnego planu. W zasadzie to było tylko hasło: Jedziemy do Wilna. Zarezerwowałam nocleg, ale po czasie już nawet nie pamiętałam jak on dokładnie miał wyglądać. I gdy Małżonek zaczął już w trasie dopytywać, co to za miejsce, ogarnęły mnie czarne myśli, bo za Chiny Ludowe nie mogłam sobie przypomnieć, co ja zarezerwowałam. I zaczęły mi się przypominać wszystkie boże nieszczęścia podróżnicze opisane w internetach. Kiedy doszłam już do braku łazienki, karaluchów i w ogóle rezerwacji pod fikcyjnym adresem, pomyślałam sobie: ja mam szczęście, będzie git.
Faktycznie apartament miał wszystko czego potrzebowaliśmy i bardzo miło się zaskoczyliśmy, a przede wszystkim posiadał parking, bo chcieliśmy zostawić auto w spokoju i zwiedzać miasto trolejbusami i pieszo.
No to wyruszamy w miasto. Wsiadamy do trolejbusa. Bilety zawsze po 1 euro. Prosimy dwa. Daję 50 euro. Pani mówi, że drobne trzeba. Ja, że nie mam. Starsza kobietka z pierwszego siedzenia mówi z akcentem: Rozmiencje u ludzi, albo jedzcie tak, może kontrolji nie bendzje. Już mi słabo... Stoję ułamek sekundy jak ostatni ciul.
Kierowca trolejbusa płci żeńskiej nieznacznym ruchem przesuwa dwa bilety w moją stronę. Przejmuję je dyskretnie jak działkę od dilera. Małżonek nic nie widzi. Uśmiecham się i mówię: sami swoi. Kasujemy bilety i jedziemy jak ludzie. Na koniec uśmiechamy się szeroko do Pani Kierowcy i lecimy podbijać miasto.
Jeśli chodzi o język litewski to nijak się tu dogadać nie idzie. Po litewsku nie da się nic zrozumieć, nawet cen. Po 6 dniach umieliśmy powiedzieć obiad dnia, cepeliny i gira. Z młodymi po angielsku elegancko. Do starszych mówiliśmy po polsku, oni wszystko rozumieli i odpowiadali po rosyjsku ;D . Dzięki Ci systemie nauczania, żeś mnie w podstawówce cztery lata rosyjskim raczył.
Aby zrobić rozeznanie, co warto zwiedzić odwiedziliśmy informację turystyczną, pytamy czy Pani z obsługi mówi po polsku, bo już wiadomo, że po litewsku nie ogarniemy. Okazało się, że pracuje tam Pani z Francji, więc komunikacja odbyła się po angielsku, ona z akcentem francuskim, ja z polskim ;D . Dostaliśmy mnóstwo folderów i mapek. A ja nie mogłam zrozumieć jednego słowa, dopytuję, co ona ma na myśli, a ona powtarza to coś i w końcu dociera do mnie, że ona mówi " bus". Nawet nie chcecie wiedzieć jak to brzmiało w jej wykonaniu. Grunt, że się dogadałyśmy.
Jedzenie w knajpach smaczne, tłuste, mięsne, obłożone jeszcze śmietaną na wszelki wypadek. Warto przywieźć chleby litewskie, sery z wiśnią i śliwką, kwasy chlebowe (najsmaczniejszy zimniutki z nalewaka), słoninę, kindziuk, ciastka Gaidelis, serek Kastinys i sękacze. Wszystko to jest dostępne w Hali Targowej w Wilnie i na targowisku w Kownie- Kaunas Central Market.
Domki Karaimów- grupy etnicznej, posługującej się jednym z języków tureckich, która osiedliła się w Trokach w XIV w. Charakterystyczne domy z trzema oknami od ulicy.
|