Babcia Lola lat temu około sześciu poczuła dziwną odrazę do zasobów monetowych o nominale 5zł i poczęła wrzucać je do puchy, czyli do więzienia bez klapki. Czas płynął i gdy pucha już zbyt ciężka się stała a Babcia wyczuła moment, że ośmioro wnuków spotka się w jednym miejscu i czasie, postanowiła podzielić majątek i przekazać zbiory na cele rozpustne i marzeniowe.
Zupełnie bez związku, poza zbieżnością w czasie, ja również swoje małe marzenie spełniłam i pozbyłam się żółciaczków. Pamiętacie je jeszcze? Żółciaczek kuchenny i żółciaczek żłobkowy.
Ale nie że tak zupełnie się pozbyłam! O nie, nie. To kanapy z Reichu sprowadzone. A wiadomo, że niemieckie kanapy są tak samo dobre jak niemieckie... eh nieważne. Wygodne, takie nie za miękkie, nie za twarde lecz w sam raz. Pojechały zatem na Prowincję do tapicera, który im szatki nowe poszył.
A jak wyszło, dowiecie się za chwilę, bo przed nami jeszcze Skarb i Ona.
Krótka historia o tym jak pieski rozszarpały kotka. |
Oto moje szczenięta |
Runy Babci Loli datowane na rok 2012 |
Otwarcie konserwy |
I szczenięta dostały pokaźny zapas gotówki na spełnianie marzeń, rozpieszczanie się i dogadzanie.
Pierwsze inwestycje już poczynione. A w tle eks-żółciaczek. |
Babcia, zobacz co kupiliśmy! |
Po wypchnięciu nas z sypialni i utworzeniu salono-sypialni na piętrze, pomału godzimy się z tym, że zostaniemy całkowicie wypchnięci na parter. I tu zaczątek salonu na parterze. |
Jest tylko jeden problem... Szkodniki zwietrzyły, że te niemieckie kanapy to bardzo wygodne. |
Kawkowanie |
Sałatkowanie |