Wzięłam jeden dzień urlopu. Szkodniki zawiozłam do placówek szkolno-wychowawczych. Popływałam w basenie- sama. Wykąpałam się w wannie- sama. Nawet nogi ogoliłam, chociaż jeszcze zima. Poszłam do zakładu fryzjerskiego, nie do salonu, lecz do "warsztatu". Pani machała mi przed twarzą jak Edward Nożycoręki. Operowała nożyczkami, maszynką i brzytwą, mijając moje policzki o milimetry, ale ja siedziałam spokojnie, bo wiedziałam, że to jest "warsztat" i krzywda mi się nie stanie. Zjadłam rybkę w doborowym towarzystwie. Przygotowałam pięć toreb bambotli do wywiezienia do kontenejrosa.
A na koniec dnia przejrzałam zawartość pewnej wiekowej szafy, której jeszcze Wam nie pokazywałam. I natrafiłam na prezent od L., wyratowany szczęśliwym trafem z gdańskiego śmietnika. Ze średnim zainteresowaniem przeglądałam niemieckie kolędy na winylach, gdy nagle w me ręce wpadło coś, co wywołało zupełnie niespotykaną reakcję organizmu. Jakby mnie defibrylatorem popieściło, obróciłam płytę, czytałam tytuły i z każdym przeczytanym słowem, wracały wspomnienia z głębokiego dzieciństwa. Gdy Łojciec zabierał mnie w muzyczną podróż do Lwowa. To znaczy zapewne zabierał sam siebie, a ja jako mały kilkuletni Szczyl słuchałam namiętnie. Dziś po niemal 30 latach, powiem Wam szczerze, pamiętam wszystko, każde słowo i każdą nutę.
Dzięki świątecznej szczodrości mego Małżonka mam teraz możliwość zabrać swoje Szkodniki "W dzień deszczowy i ponury"na "Bal u weteranów" do "Lwowa, który jest jeden na świecie."
Full automat od Czcigodnego |
"A muzyczka ino ano, a muzyczka rżnie..." |
"Przyjacielu, co chcesz to mów, nie masz jak rozśpiewany Lwów" |
Sorry za brak mejkapa, ale urlop mam.Macie za to rogacze, kurkę i nowy fryz.Skoro były już Austria i Czechy, to może w tym roku marzenia Małżonka- Brześć i Lwów? Kto wie... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania i zadawania pytań