Uwielbiam TO... Nie wyobrażam sobie życia bez tego. Czasami nie mogę się powstrzymać i robię to dwa razy dziennie. Na samą myśl, aż przechodzą mnie dreszcze...mrrrr.... uzależniające wibracje.
Każdy człowiek, choćby największa łachudra, ma do odegrania w świecie jakąś rolę, jakąś rzecz w którym jest naprawdę dobry, wręcz genialny. I ja po latach w końcu znalazłam to, do czego zostałam stworzona...
Nikt nie pierze tak jak ja. Z taką pasją, zapałem, oddaniem... Mogę to robić rano i wieczorem, przed posiłkiem, po posiłku, na co dzień i od święta. Obudzona w środku nocy, wyrecytuję: bawełniane 40 stopni 2h:00min., syntetyczne 60 stopni 1h:30min, codzienne 40 stopni 1h:00min.
Tego posta dedykuję wszystkim świntuszkom, którzy nie umieją wypić soku tak, żeby połowa nie wylądowała na bufecie, tym, którzy jedząc pączka zawsze wycisną dżem na sweter, a po zjedzeniu chipsów odruchowo wytrą palce w spodnie.
Ja to piorę pralką, ale nie byłabym prawdziwym oldofilem, gdybym gdzieś po kątach nie poukrywała reliktów przeszłości związanych z praniem.
Tarę większość z Was zna. Ja dostałam swoją w prezencie ślubnym, na wypadek gdyby pralka wysiadła. Niezwykle trafiony prezent. Podobnie zresztą jak husch-husch, który dostałam nieco później od Czcigodnego Teścia, co w domu rodzinnym kombinezony z warsztatów tym prał.
Husch-husch sam wymagał "prania" |
Już zaczyna wyglądać, ale czyszczenie jest wieloetapowe, więc jeszcze trochę pracy przede mną. |
Dzwon do prania był zamocowany na kiju, a brudne ubrania wkładano do owalnej miednicy. |
A może świecznik? |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania i zadawania pytań