poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Wody, mleka czego tylko poczeba

Czasami, gdy w jednym miejscu spotka się kilka zupełnie przypadkowych i z pozoru beznadziejnych rzeczy może powstać COŚ...Zebrałam ja Ci do tzw. kupy moje zdobycze i wpasowałam się w poniemiecką podwórkową infrastrukturę, ale zacznijmy od początku...

Co było pierwsze? Myślę, że studnia, ale nie upieram się...studnia co to Niemca-doktora jeszcze pamięta, jak wątłą ręką ostatni kubek zimnej  wody ze studni wypił i ruszył w daleką drogę, by już do swego majątku nie wrócić...

Chociaż, kto wie może kafle starsze? Co to je Brat J. pod podłogą strychu znalazł, gdyśmy ocieplenie stropu robili. Kto, po co i dlaczego je tam umieścił do dziś nie wiadomo, bo takich kafli w żadnym pomieszczeniu nie było. Pewnie nigdy się już nie dowiemy... W zasadzie to Bratu J. się 10% znaleźnego należy, czyli jakieś 2 sztuki- to zapraszam po odbiór...

No i jeszcze kany, przypadkiem u Dziadka znalezione... Takie bezpańskie, porzucone, patrzyły na mnie i porozumiewawczo kiwały, pokazując bagażnik...

No i kiedy już miałam zgromadzone to całe tałatajstwo, należało poczynić inwestycje. A wiadomo jak z inwestycjami... trzeba mieć wolne środki. Wolne środki z reguły bardzo szybko stają się zniewolone, więc nie traciłam ani chwili i sprowadziłam z Konina tę ślicznotkę, która betonowe kręgi okrywać będzie.



Studnia, co Niemca pamięta...


Spragniony?


Kanki trzy


Kompozycja ogrodowa

Kwiat ręką Babci Loli posadzon...


Czekają, aż jałowicę kupię...


Takie tam z ogrodu...


P.S. Łaciata w domu jest, ale mleka nie daje... Zagonu z Mućką też nie posiadam. Ale kiedy koniunktura zmieni się to kany będą czekać pod ręką, gotowe na udój. A tymczasem to cele jedynie dekoracyjne spełniać będą...Bo z przedmiotami tak jak z ludźmi, niektóre tylko ładnie wyglądać mają i żadnych pożytecznych funkcji spełniać nie muszą...
Jeśli się podoba, skwituj milczeniem, bo ono jest złotem...

wtorek, 19 sierpnia 2014

Nara Carbonara!


Łucja w restauracji, nie mogąc się doczekać upragnionego posiłku...
Zapiekali coś w piecu, trwało to wieczność w ujęciu czasowym Łucji...W końcu nie mogąc wysiedzieć, zaczęła wołać tubalnym głosem: "Będę chrupać i żłopać! Żłopać i chrupać!"

Waleria, w czasie powrotu z przedszkola, ma w aucie dużo czasu na przemyślenia. I ostatnio też ją naszło, więc spytała utrudzoną Matką, która już miała 7 godzin pracy za sobą i 200 km wykręconych tego dnia na liczniku: "A kto stworzył Pana Buka?"
I utrudzona Matka na tak postawione pytanie nie umiała udzielić sensownej odpowiedzi...

Łucja ostatnio dużo opowiada, w szczególności upodobała sobie bajki. I tak sobie z Tatusiem opowiadali akurat "Czerwonego Kapturka"...
Tata: "A czemu masz takie wielkie oczy?"
Łucja: "Żeby Cię lepiej widzieć!"
Tata: "A czemu masz takie wielkie uszy?"
Łucja: "Żeby Cię lepiej słyszeć!"
Tata: "A czemu masz taki wielki nos?"
Łucja: "Żeby lepiej na Ciebie nasmarkać!"

Łucja zapytana czy pomoże Pani P. nieść welon do ślubu, odpowiedziała ochoczo:
"Tak, ale tylko trochę, bo będą mnie bolały plecy..."




Dorosłość...-ten moment, kiedy już tylko pod jednymi stópkami jest chlew...

"Nieuchronnie idą ku pełnoletności"



sobota, 16 sierpnia 2014

Jaśki

Wlazłam Ci ja wczoraj na strych...A włażenie na strych zawsze przynosi wymierne korzyści. Po pierwsze przetarcie szlaków komunikacyjnych i zaznaczenie swojej obecności wśród wszelki Bożych stworzeń tam obecnych, po drugie darmowa pajęczynowa maseczka na twarz i wreszcie po trzecie przytarganie na pięterko CZEGOŚ. Wczorajsze COŚ to dwa jaśki średniej urody, koloru bladego...A że sypialnia dziecięca deczko powagą trąci postanowiłam nieco kiczu w niej umiejscowić. Najwyżej w moim rankingu kiczu znajdują się motylki i kwiatuszki, najlepiej różowe!

"Matka-Figlarz nuż do dzieła!"

Nie ukrywam, że bardzo pomocna okazała się kawa wypita w godzinach, jak się okazało, zbyt wieczornych...Oko nijak nie chciało się zmrużyć...ale plus dodatni jest taki, że jak Szkodniki żeńskie wstały, to jaśki były już gotowe. I spodobały się, co widać na jaśniejącym obliczu Łucji- tak, dzieci potrzebują trochę kiczu...



Golaski


Motylki, kwiatuszki, takie, takie...



Jeszcze tylko wstążki...

I zawisły...


Aż mi się spać zachciało...

Według mojej subiektywnej oceny- spodobało się.




wtorek, 12 sierpnia 2014

Łopata

Dostała się w moje ręce łopata...Powiecie zgodnym chórem "Do chleba!" I że mam chleby na niej do pieca pchać...Ale nie! Łopata, proszę ja Was, do zboża, a konkretnie do mieszania, żeby ładnie schło i szlag go po drodze nie trafił,  nim na mąkę zmielone będzie. Zagonu zboża jeszcze nie posiadam, więc i łopata inne zastosowanie szybko musiała znaleźć.

Że w kuchni na stryczku zawiśnie wiadomym było, ale z czym, po co i dlaczego, dopiero z czasem się objawiło. I od momentu objawienia łopata już tylko dekoracyjne funkcje pełnić będzie. Ale jak mnie kiedyś najdzie, zagon kupić i zboże zasiać, łopata w pełnej gotowości na ścianie czekać będzie...

Dość o łopacie...Jeszcze o Matkach słów kilka...a dwie posiadam: rodzoną i według prawa...I żeby tak lekko ze mną nie miały też je na ścianie obok łopaty powiesiłam...tak symbolicznie...pamiątkowo-użytkowo. Albowiem mają one swoje sekretne przepisy, które mi przekazały, a że z pamięcią coraz gorzej u mnie i te wszystkie małe karteczki z przepisami dziwnie zwinnie przede mną uciekają, postanowiłam je mocniej uwiecznić, poniższym sposobem...

Jak widać na mojej ścianie zasłużonych jest jeszcze miejsce...Może i mój wytwór jakiś szacowny kiedyś na tej ścianie zawiśnie albo latorośli moich. Nie mogło oczywiście zabraknąć na tej ścianie mojego sztandarowego wypieku  z PRLu- Placka Amerykańskiego, co to go można zacząć robić, nawet jak goście już na schodach i tylko jedną miskę wypaskudza, a jaki to smak, jaki aromat...

Łopata na golasa


Łopata w oleju merbau


Dekoracjone


I wisi...


Chyba zgłodniałam...


Ścianka pamiątkowo- użytkowa