piątek, 13 czerwca 2014

Mamy Krasulę

I nastał ten dzień, gdy Lusinda urodziny swe trzecie obchodzić powinna...
A że w niczym swej starszej  siostrze nie ustępuje i ona upominek z rąk matczynych otrzymać miała, by gdy naście lat skończy jako swój dobytek na stancję czy do akademika mogła zabrać i by ów przedmiot pamiątkowy o matce przypominał i głupoty z głowy wybijał...

Korzystając z okazji, chciałabym przedstawić na przykładzie mojej córki drugorodnej podręcznikowe fazy otrzymywania prezentów według dr Barbary:

FAZA I: NAMIERZANIE


FAZA II: WYRAŻENIE JĘZYKIEM ZADOWOLENIA


FAZA III: PRZEJĘCIE WŁASNOŚCI PRZEZ ZASIEDZENIE


FAZA IV: DOGŁĘBNE OGLĘDZINY


Przed...


Po...Muuuuuuuuu!


niedziela, 8 czerwca 2014

Pieprzę to...

Oj jak będę pieprzyć...wszystko co się da...zupę, kotleta i sernik i lody...Jak się taki młynek ma, to tylko pieprzyć.

Zawsze mi do głowy przychodzi zdanie, które już sama nie wiem czy moje, czy cudze: "A bo to Ci teściowa nadaje..."
No i nadawała...młynek zabytkowy...niemiecki... powabny i strojny. Od razu się spodobał, ale w spiżarni odleżyn prawie dostał, bo czekał na kuchnię na parterze. Aż w końcu do mądrości doszłam, że czekać nie ma co i młynek zawisnąć powinien w kuchni piętrowej. Wyczekawszy moment odpowiedni, gdy Teść z wiertarką nadjedzie, nuż do dzieła po prośbie, żeby zawiesił w kuchni delikwenta, aby prosto i na wysokości rozsądnej.

A brudny był po tej spiżarni, jak nieboskie stworzenie, Diabeł Czorcicha, więc rękawy zakasawszy za kąpiele się wzięłam i zawisł Owy w miejscu wybranym, tylko mankament jeden mając... Mianowicie ząb czasu szufladkę odgryzł i ukradł i powiódł w siną dal. Ale Pańcia niegłupia, gar sobie pod młynek podstawi, czy talerz, czy puchar z lodami...I pieprzyć siarczyście będzie młynkiem niemieckim, smaku strawie przydając.

Brudny jak Diabeł Czorcicha...


Niemiecki...

Po kąpieli...




W pełni użytkowy


Wreszcie znalazł swoje miejsce...


środa, 4 czerwca 2014

Siostra Wczesnego Gierka



Mało kto wie, że Wczesny Gierek miał siostrę. Odnalazła się po latach i stanęła pewnego dnia w mojej sieni na tych swoich odrapanych kopytkach. Strasznie pewna siebie, że taka ładna, zielona i że kiedyś w pewnym urzędzie na stanie była. Całkiem nie czuła na to, że ząb czasu nadgryzł ją trochę, nóżki odrapał i że jej materiał już w kolorze średnio modnym. 

Ależ było jej zdziwienie jak kopytka od siedziska oddzieliłam i pokory zaczęłam uczyć. Aż piszczeć chciała, jak nóżki z lakieru bezbarwnego próbowałam oczyścić. Opór stawiała, współpracować nie chciała, dopóki nie zerknęła, że cafe latte dla niej szykuję. Nie wiedziała, że nie z filiżanki a z wałka ją będę serwować.

Jak z babą, najpierw foch, a potem zadowolenie… im więcej kawy z mlekiem tym większe. I tym oto sposobem kopytka uroku nabrały…i poszły w kąt spiżarni z niecierpliwością oczekując, co też ta Pańcia dalej wymyśli.

A Pańcia kolor siedziska wybrała, na karteczce zapis poczyniła i w portfel włożyła, oczekując aż dnia pewnego obok nazwy tkaniny pojawi się jakaś gotówka  bezpańska, nie objęta budżetem.

I nastał dzień, gdy w kiemanie kasiora się pojawiła, zasoby niespodziewane. I ciemna śliwka zaczęła się zbliżać. Siostra Gierka pojechała do majstra, co to jej bratu nowy kombinezon onegdaj uszył. I strasznie zestresowana była, czy aby nie za mało kobieca w tym fiolecie będzie i czy nie będzie się nowa suknia opinać i fałdek ujawniać…i czy kokardę jak bratu jej przysposobią. A Pańcia już swoją wizję miała i zgrabne kopytka w kokardy ustroiła w ilości sztuk 2.

I tak oto powstała nowa jakość, a czy lepsza? Oceńcie sami. A lokalizacja jej też już znana, bo uświetniać sypialnię będzie, aby Pańcia pupsko usadzić w chwili słabości mogła.

Niby z Urzędu, a całkiem zielona...


Siostra Wczesnego Gierka w nowym anturażu.


Fifitowa...


"Przemiana, proszę pana..."