piątek, 29 listopada 2013

Glonojady i ich rozmówki

Usmażyłam na kolację potrawę znaną chyba wszystkim- chlebki w jajku, każdy wie jak to wygląda? Jak ktoś nie wie, niech da znać, zrobię zdjęcie...
Wróćmy jednak do meritum sprawy...przyniosłam kolację na talerzu i usłyszałam gromki i radosny okrzyk Walerii:
- "Wielki kotlet!"

Z cyklu 'Cytaty no comments':
Łucja: "Wiesz siostrunio, ja kombinuję właśnie.."

Łucja z latarką chciała puszczać zajączki na ścianie: "Mamo, Ty zgaś światło, a ja zrobię królika w tym czasie."

Z cyklu 'Mistrz ciętej riposty odpowiada':
Dziadek do Łucji:" Ale masz pełen brzuszek!"
Łucja: "No, witaminów!"


Matka czasami popełnia błędy, nawet często i wtedy też popełniła błąd, zadając Łucji owo pytanie:
- Łucja co chcesz od Mikołąja?
Odpowiedź Łucji była zwięzła acz treściwa:
- Krowę.
Mama niepotrzebnie dalej drążyła temat:
- Ale jaką krowę?
- Taką , żeby była na podwórku.
Więc  (uwielbiam zaczynać od "więc") ciotunie i wujkowie, czas na zrzutkę...

Ostatnio pojawiło się pytanie: "Czemu Matka Wielodzietna nie zapłaciła za wodę w październiku?"
Odpowiedź była banalnie prosta: "Faktura nie przyszła..."
Jednak w połowie listopada w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach faktura pojawiła się nagle pod biurkiem, zatwierdzona już przez Głównego Księgowego- Eryka:




Faktura zatwierdzona przez Eryka







 

wtorek, 26 listopada 2013

Nowi mieszkańcy Bogaczówki

Przyjechali wczoraj...nowi mieszkańcy Bogaczówki. A cieszyłam się na ich widok jak Łucja na widok czekolady...
Przywitałam ich zwilżoną ściereczką i zaoferowałam kąpiel po podróży...potem pieściłam czule prontem, bo wiadomo- drewno nie płyta i pieszczot oczekuje...

Przyjechali, więc należało ich rozlokować. Lokalizacja ogólna była od początku znana- salon. Natomiast szczegółowe wspólrzędne pozostają do dziś zagadką nawet dla mnie. Stoją na razie grzecznie przy drzwiach i czekają zupełnie próżni, bo i przeznaczenie ich wielką niewiadomą jest...a może dokumenty, a może serwis obiadowy, a może kawowy, a może...

Nieważne gdzie, nieważne po co, ważne, że są...A radość w moim sercu większa niż z jakichkolwiek innych mebli do tej pory. I tak chodzę po korytarzu i co rusz do salonu bez potrzeby zachodzę, przystaję na chwilę i patrzę i wzdycham...I nawet Czcigodny Małżonek kontent, a wiadomo, że Czcigodny wymagający i tylko towar prima sort akceptuje bez szemrania.

I teraz zadanie przede mną nie lada, by salon ukończyć, co to troszeczkę ma mieć w sobie Prowansji, troszeczkę retro i jeszcze mały akcent myśliwski jak ta wisienka na torcie...


Duży

I Mały

W oczekiwaniu na nową miejscówkę

To zdjęcie najbardziej oddaje faktyczmy kolor Dużego i Małego

wtorek, 19 listopada 2013

Ciepło domowego ogniska

Komin spadł. To znaczy nie sam... wichura mu pomogła. W latach 70. Spadł i ściągnął czwartą część dachówek z dachu- do dziś są potargane i czekają, kiedy ktoś wejdzie na drabinę i ułoży je jak należy.

Jak już spadł to trzeba było go z tego upadku podnieść. Podnieśli, polepili, ale to nie był już ten sam komin. Kiedy się wprowadziliśmy był w opłakanym stanie i nie można było go wykorzystać w nowej instalacji C.O.

Zapadła decyzja- rozebrać górną część, wymurować na nowo, a na całej wysokości wprowadzić rurę żarową. Słowa przeszły w czyny:
Scena jak z horroru...

Komin trzymał się tylko siłą woli właścicieli.

W słoneczną pogodę prezentował się jakby lepiej...



Komina brak

Tęczowo na placu budowy

Nówka funkiel nieśmigany

Gotowy!

Przyjechaliśmy pewnego popołudnia z pracy i zobaczyliśmy dym...
Wiecie zo znaczy zobaczyć dym z komina WŁASNEGO domu?
Nawet jeśli hydraulik to idiota i papudrak. I złodziej.
Dym, dym...Staliśmy we dwoje, a właściwie we troje (z Bąbelkiem w brzuchu) wpatrzeni w biały dym z komina i czuliśmy, że wielka radość spłynęła na nasze ramiona, bo domowe ognisko zaczęło wreszcie płonąć i to był znak, że zimę przetrwamy.

P.S. Tak mi się jeszcze na koniec nasuwa, gdy patrzę na te zdjęcia z 2009 roku... eh... te skrzynkowe okna, te drzwi wielkie jak wrota od stodoły, malownicza klapa od piwnicy, rynnowe wariacje bez sensu... Tęsknię za Wami Maszkary...ale tylko trochę...

czwartek, 14 listopada 2013

Łakomczuszki

Łucja (2 lata i 5 mscy), biorąc z talerza ostatni kawałek łakocia: "Jeszcze jedno wezmę i zmykam".

Zbliżała się pora kolacji. Zamiast po prostu postawić jedzenie na stole, chciałam dać moim Latoroślom możliwość samodecydowania już na etapie żywienia, więc zagadnęłam:
- Macie ochotę na puszkę rybną?
Na to Waleria (a zaraz za nią Łucja jak papuga):
- Ale zjemy puszkę czy ryby?



Matka Wielodzietna wieczorami myśli wolniej, wiadomo... Pewnego wieczoru, kiedy nadszedł czas ułożenia Pociech w łóżku, Matka Wielodzietna zaczęła zaganiać swój Dobytek do łóżka.
- Walerka, Łucja, hyc do łóżka...
Przykryć kołdrą, obowiązkowo zgiąć poduszki, buziak, przytulić...procedura wieczorna zakończona...
Łucja coś marudzi pod nosem...
Matka ostrzej:
- No spać, kolorowych snów.
Łucja dalej coś bulgocze...
- Że co?
I nagle do zmęczonego matczynego mózgu dociera sens Łucjowego bulgotu:
- Kapcie nałożone...


Każdy ma potrzeby...

środa, 6 listopada 2013

Garderoba

Bez niej nie dało się żyć...One wyłaziły z każdego kąta, walizki, kartonu, torby...Wypełzały, rozkładały się we wszystkich pokojach i myślałam, że pewnej nocy wlezą do mojego łóżka, zasypią mnie, zaduszą... Można było je ogarniać , sortować, układać, a one i tak w końcu rozłaziły się wszędzie, doprowadzając mnie do białej gorączki i spazmów...UBRANIA...
 
Aż powiedziałam dość! I jeszcze basta!
 
I tu Czcigodny Małżonek jak zawsze stanął na wysokości zadania, wziął i zrobił... Oczywiście wspólnymi siłami, jego i moimi.
Nie pozabijaliśmy się w czasie tapetowania salonu (a jak wiadomo wspólne tapetowanie to najlepszy tester trwałości związku), więc wiadomym było, że już nic niemożliwego nie ma dla nas i że garderoba powstanie.
I powstała, pod presją czasu, bo Małżonka orzekła, że garderoba ma być gotowa na Chrzciny Eryka. I była...

Spokój błogi zatem spłynął na duszę i ciało Czcigodnej Małżonki i zagnała wszystkie kufajki, łaszki i majciochy do Garderoby, ale drzwi nie zamknęła, oj nie zamknęła...bo drzwi jeszcze nie było...


Stan przed kupnem

Tynkowanie ścian

Zrywanie i wymiana desek podłogowych, bejcowanie belek

Wysychanie japońskiego tynku dekoracyjnego- cappuccino z płatkami starego złota

Czas na zagospodarowanie pomieszczenia
Do garderoby jeszcze Was zaproszę, conajmniej dwa razy, aby opowiedzieć o tynku bawełnianym i pokazać już zagospodarowane i użytkowane pomieszczenie. Muszę jeszcze tylko kupić kilka przedmiotów, aby zamknąć kompozycję. I tu liczę na domyślność kochanej rodzinki, która zapewne zrzuci się i na nadchodzące ostatnie dwudzieste urodziny zakupi mi obrotowe lusterko w mosiężnej ramie na toaletkę, abym mogła z godnością i zachwytem obserwować zmarszczki trzydziestoletnie...

poniedziałek, 4 listopada 2013

Decoupage- taca w kwiaty

Czym jest dekupaż, większość wie...A jak ktoś nie wie, to zaraz będzie wiedział. Jest to technika zdobienia różnych powierzchni- drewna, szkła, plastiku, ceramiki- papierem lub serwetkami papierowymi. Przyklejony wzór należy pokryć kilkoma warstwami lakieru, aby się wtopił i wyglądał jak namalowany. Sama nazwa 'decoupage' pochodzi od francuskiego słowa 'decouper- wycinać'. A więc wycinamy serwetki, gazety, magazyny i wszystko co znajdziemy w domu, a ma ciekawy wzór i ozdabiamy tacki, pudełeczka, szkatułki, niciaki. Co bardziej wytrwali mogą się pokusić o ozdobienie w ten sposób mebli.

Trochę historii...
Decoupage pochodzi z Syberii, tam plemiona nomadów ozdabiały tą technikę groby przodków. Sztuka powędrowała dalej, do Chin i do XII wieku była wykorzystywana przy dekorowaniu lampionów, puzderek, okien...Wymiana handlowa z Dalekim Wschodem przyczyniła się do tego, że w XVII wieku decoupage pojawiło się we Włoszech, a następnie w innych krajach Europy. Weneccy stolarze wykorzystywali decoupage przy produkcji mebli, aby stworzyć tańsze wersje modnych chińskich lakierowanych mebli. Później zrezygnowano z dalekowschodniego wzornictwa a zaczęto wykorzystywać kopie obrazów ówczesnych malarzy. Decoupage było "sztuką biedaków" i szybko stało się popularnym kobiecym zajęciem. Zdobiono nie tylko meble, ale i drobne przedmioty użytkowe. Co ciekawe, używano również oryginalnych obrazów, niszcząc w ten sposób dzieła ówczesnych twórców...

W tej chwili na rynku są dostępne rozmaite materiały do decoupage: farby, kleje, lakiery, crackery do pęknięć, reliefy... Nie są to tanie rzeczy...ale dają nieograniczone możliwości...

Na początek nie rzucajmy się jednak na głęboką wodę. Proponuję zacząć od czegoś prostego i taniego:
.

Tace z surowego drewna- koszt zakupu 2 sztuk- 13,90zł

Polakierowana taca z wtopionym motywem kwiatowym z serwetki

Przykładowa aranżacja- na toaletce.

Można zapakować wszystkie damskie panierki, upiększacze i pachnidła

Decoupage poza tworzeniem dekoracji, daje spokój ducha- coś jak łowienie ryb. Toteż polecam go cholerykom, narwańcom, nerwusom i wszystkim, którzy mają "włoski temperament" jak ja...

Taca w kwiatki- decoupage